Maga Yoga

Maga Yoga

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Indie

Soooouuuułłłł.... (jak mówi mój przyjaciel M), doleciałam, jestem w Bombaju.
Dawno nie pisałam i prawdę mówiąc nie wiem czy jeszcze umiem.

Jest tak jakbym natrafiła na kolejne 
KONIEC
Maluję obrazy i bum, przestaję.
Myślę sobie najpierw: chwila przerwy, parę tygodni, miesięcy
I wrócę.
A tymczasem mijają długie lata i ...
NIC
Tak było z wieloma innymi rzeczami.
Czyżby pisanie też mi się skończyło?
Jak to, o co w tym chodzi?
Wszystko się kończy,
Ale jakby u mnie notorycznie
PRZEDWCZEŚNIE.
Nie ma czasu na pożegnania, sentymenty...
Bach, nie ma, koniec i już!
Idziemy dalej, raz, dwa, trzy!
I zupełnie nie rozumiem skąd ten smutek w oczach innych gdy to słyszą.
Jak to? Przecież takie jest życie, trzeba zacisnąć pasa i iść dalej, otrzeć łzy, podciągnąć gacie i marsz do przodu!

Brrrr, skąd to znane zimno jak żyleta rozcinające skórę ręki?
DOM
Twarda szkoła przetrwania, jestem zahartowana, przetrwam właściwie w każdych warunkach. Czym jest trudniej, tym mocniejsze i grubsze stają się moje łodygi, jeszcze bardziej soczyste.
Jestem rośliną przyziemną, rozgałęziam swoje konary tuż nad powierzchnią ziemi, jestem rozłożystym krzyczyskiem. Żaden wiatr mnie nie przewróci, nie straszna mi zmiana temperatur. Mam bardzo grubą skórę, właściwie nie trzeba mnie podlewać, chomikuję zasoby na czarną godzinę.
Bardzo dobrze.

Lubię miejsca stare, zniszczone, slumsy ... Nieodparcie ciągnie mnie w takie środowiska, nie mogę oderwać wzroku od starego zmurszałego domu, zabytkowych drewnianych ornamentów budynków na zapomnianych istambulskich uliczkach, od bezwstydnych bombajskich slumsów, prasko/szmulkowych kamienic z powybijanymi oknami i powiewającą przez nie starą firanką ...
O co chodzi?

Jakie to zajebiście fascynujące, że każdy z nas jest inny, że mnie rajcuje starość, szlachetna zabytkowość, tajemniczość, kolorowy bałagan, zapomniane zakamarki, a kogoś innego wesołe miasteczka albo centra handlowe ...
Dlaczego jesteśmy tacy różni?
Może dlatego, że jesteśmy kosmitami przybyłymi z różnych planet, że teraz szukamy swoich zagubionych rodzin, miast, domostw, na tej jednej (za)ciasnej kuli ziemskiej. Tworzymy swoje gniazda, gromadzimy niezliczoną ilość rzeczy wokół siebie, całkowicie niemal zapominając, że jest
ŚMIERĆ.
A ona, czarna kochanka, przychodzi jakby zawsze znienacka, niechciana, odpychana, nierozumiana, zawsze za szybko, 
OSTATECZNE CUCENIE ZE SNU

I wtedy co zrobić z tą górą rzeczy? Czasem ktoś odziedziczy, ale ten ktoś też umiera... Przywiązujemy się do tych wszystkich rzeczy, ludzi, miejsc. Przywiązanie nie ma sensu. Cieszenie sią rzeczami, ludźmi, miejscami, ma sens, większy od samego sensu.
Bo jest poza
Czasem
Słowem
Mie
Ra
Nie
M



A jednak, umiem jeszcze pisać, najczęściej wystarczy po prostu zacząć, chociaż dalej nie znam odpowiedzi na pytanie: co zniechęca do zaczynania, może idea bezsensu? 
No bo faktycznie...
PO CO wogóle robić cokolwiek? 
Może 
po
NIC
WŁA
ŚNIĘ 
:)

3 komentarze:

  1. Jak zareagowałaś na Bombaj? co zobaczyłaś? co przeżyłaś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam tylko na lotnisku, typowo hinduskie: bogactwo, kicz, bród, wszystko na raz... ;)

      Usuń
  2. Smierc, milosc i sraczka .... przychodza znienacka :)

    OdpowiedzUsuń