Maga Yoga

Maga Yoga

czwartek, 20 czerwca 2013

Idę

Pozwalam się prowadzić temu co Wie.
Słucham podszeptów ciała.
Tańczę.
Potrzebuję być bardzo uważana, delikatna, ostrożna.
Postępować jak z maleńkim dzieckiem.
Reagować na jego potrzeby, ruchy, ciągłe zmiany...

Jest we mnie miękkie zwierzę.
Dzikie i nieokiełznane.
Wolne.
Gdy mu się poddaję
moje życie staje się jak nieuregulowana rzeka:
wije się,
niespodziewanie zakręca,
zamienia w sieć drobnych strumyków,
rwącą szeroką rzekę.
Czasem jest wodospadem.
Innym razem prawie stojącą wodą.
Cichą.
Niezauważalnie szepczącą swoją pieśń.
Chwilami wyje z całych sił, wpada w ekstatyczny szał.
Albo mówi głosem pewnym i spokojnym.
Nigdy nie traci kontaktu ze Źródłem.
Bo jak można stracić kontakt z czymś czym się jest?

Jest się ciszą,
także w krzyku.

Woda odbija niebo, drzewa, trawy.
Słońce i księżyc.

Jest trwałą nietrwałością.

Dobrze jest żyć.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Moją siłą jest słabość

Nie boję się:
Łez,
Rozpaczy,
Wycia z bólu,
Krwawiących ran.

Jest moment, że grzeczna dziewczynka z buzią w ciup, uprasowanej sukience z wysokim kołnierzykiem i połączonych kolanach, rozpada się jak gliniana kukła.
Nieśmiałość, wstyd, poczucie winy, opuszczony wzrok, ściszony głos-pękają jak bańki mydlane, puste w środku, bezsilne, nierealne.

Gdy to się dzieje czuję gorąc w piersiach, ekstazę.
Ciepła krew wypełnia każdą żyłę w ciele.
Moje ciało staje się
Kobietą.
Nieprzewidywalną.
Potężną.
Rodzicielką.
Niszczycielką.

Bogini bywa słaba i nietrwała jak płatek kwiatu.
W śmierci nie ma śmierci.
W byciu najsłabszą wśród nędzarzy poza kastą, nie ma miejsca na ściemę.
Jest surowe mięso życia.

W świecie bez lęku można sobie pozwolić na lęk.
Do końca, do wybrzmienia ostatniej sylaby, litery, mikrodźwięku...
Na delikatność, łzy, współczucie, otwartość, bezbronność.

A wtedy, zupełnie naturalnie i nieuchronnie,
pojawia się coś nieuchwytnego.
Istota wolności nie dająca się zamknąć w żadne ramy myśli,
Coś co może nawet
możnaby
(a co tam)
ubrać w słowo

Miłość


sobota, 1 czerwca 2013

Dzień Dziecka

W tym szczgólnym dniu-zrobiłam sobie dobrze.
Przepłynęłam kilka długości basenu.
Siedziałam w dżakuzi, rozkoszując się silnym strumieniem wody masującym mi kręgosłup.
Weszłam do sauny, wygrzałam się na gorącej drewnianej ławeczce, słuchając kojącej muzyki i obserwując miękko zmieniające się światło lampy, co mile rozluźniło mi oczy.
Wzięłam długi ciepły prysznic.
Zrobiłam siusiu pod prysznicem.
Użyłam wszystkich dostępnych w fitness klubie kosmetyków, wysmarowując się kremem od stóp do głów.
Wysuszyłam włosy wielką suszarką.
Oglądałam się w lustrze jak rozwiewają mi się włosy i robiąc miny jak znane mi modelki.
Odtańczyłam nago dziki taniec w pustej szatni.

Poszłam do Złotych Tarasów, kolorowe ubrania ładnie ułożone, rozwieszone wg specjalnego kodu, przyjemna plumkająca muzyka... Dotykam pachnącego nowością materiału, sprawdzam fakturę, wącham, mam ochotę polizać, ugryźć...
Położyć się w kupie nowiutkich t-shirtów i wytarzać się w nich radośnie i rozkosznie.


Jest dzień dziecka, chodzą rodzice ze swoimi pociechami, pociechy wydają się bardziej uśmiechnięte niż w zwykły dzień.
Ale może tylko mi się tak wydaje?

Kupuję dobre chilijskie wino, czipsy z warzyw w pięknym opakowaniu, ekologiczną fetę, małe słodkie pomidorki...
Wchodzę obładowana na teren dworca. Młoda para wita się namiętnie. Grupa wyrostków idzie jak taran z uśmiechami mówiącymi "nie zadzieraj ze mną, ja tu rządzę!".

Siadam na przystanku, przyjeżdża tramwaj. Wsiadam.
Czuję, że coś śmierdzi-pijak, który wzbudził we mnie obrzydzenie już na przystanku, stoi tuż za moim siedzeniem, jego brudne, poranione ręce kurczowo trzymają się mojego oparcia.
Przesiadam się rzucając w stronę pijaka pełne obrzydzenia i pogardy spojrzenie.
Jadę na Pragę, w tramwaju coraz więcej bezdomnych, pijaków, rozbitków życiowych...

Niekochanych dzieci...

Kochane dzieci dostaną dziś lizaka, pójdą do zoo albo wesołego miesteczka.
Te które nie dostataną tego czego potrzebują, gdy dorosną, może zamieszkają w opuszczonych ogródkach działkowych na Szmulkch.
Albo będą patrzeć z obrzydzeniem przez okno drogiego samochodu jak młody chłopak wbija sobie igłę strzykawki w rękę.

A może pójdą na pusty basen w hotelu Intercontinental, na 43 piętrze, z widokiem na Warszawę?


Przytulmy dziś swoje płaczące dziecko.
Niech mu będzie dobrze.

ZASŁUŻYŁO SOBIE NA CAŁE BOGACTWO TEGO ŚWIATA.