Bez białej czapy okrywającej szczyt Góry.
Rozbrajanie przeszłości, zostawianie tego co stare,
nawykowe... Zadzior wciąż na nowo raniący
Wyciągany
Długimi kochającymi palcami Marii.
Nic się nie dzieje, jest przyjemnie, słychać krzyki dzieci, ptaki, riksze,
Te same dźwięki jak w każdej chwili, tutaj, w Indiach,
Teraz słyszane jak niebiańska kołysanka,
Bezpieczeństwo, doskonałość przestrzeni, pokoju, domu,
Każdego mikro koloru,
Zapachu, bicia serca, wilgotnego ciepła brzucha
Woda po lewej
Ogień po prawej
Boska równowaga
Spokój
Tak też może być w tych brudnych, chaotycznych, nieprzewidywalnych Indiach.
Pewnie po to właśnie,
Tutaj wracam.
Bo tu jest
Źródło
Miłości.
Tu jest
Dom.
Tutaj powietrze jest na tyle rzadkie, że widzę każdy absurd myśli uwierzonej
Każde przeszywające do szpiku kości, porażające piękno myśli jako myśli.
Bo rzeczy są takimi jakie są
I już.
Jakie to
Proste.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz