Maga Yoga

Maga Yoga

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Ogarnianie

(się)

Byłam u szamanki
Powiedziała, że jestem jak pralka,
Tyle we mnie wiruje.

Ani źle to ani dobrze.

Lęk.

Bo tracę wszystko
Ale to co innego
Niż strata portfela, np.
To inna strata.

Chcę jej bardzo, bardzo, najbardziej!

I się boję jak jasna cholera...

Wszechświat nie chce (się) zatrzymać
Nie chce (mnie) zatrzymać.
Głębiej, głębiej, głębiej...
Czy kiedyś skończy się to spadanie?

Alicja
Leci
I czyta nalepki na kolejnych flakonikach,
Dziwniej i dziwniej,
Coraz dziwniej...

To nie ja wybrałam takie życie
Się wybrało
Samo
Z siebie.
Fuck!

Ciało się starzeje
Ja (tzn kto???)
Młodnieję

W nieskończoność

Oddychaj do serca
Serce
Serce
Serce
Wolność
Wolność
Wolność

MOC

Bębni nade mną mała ciepła kochana kobieta
Potężna Szamanka
Jak ona pięknie pachnie
Jej ciepłe dłonie na moich oczach
Od po czy wa ją

Za dużo tej energi, nie uniosę, ciało się rozpadnie!
Uniesiesz, jest tyle ile ma być
Mówi mi Ona
I zamyka pempek
Dłoń na sercu kładzie

Jednym uchem słyszę śpiewy z hinduskiej świątyni
Drugim zawodzenie poruwiańskiego szamana
Jing i Jang - relacja doskonała.
Siedzę pod czerwoną górą
Przytulam do serca synka
Pozwalam mu odejść
Nie jest łatwo
On odrodzi się w innym ciele,
Nie moim.

Córeczka
Jest - tak czuje Ona - kaskada złotego światła.
Łzy wzruszenia.

Dla Wszechświata nie ma czasu
Szamanka pstryka palcami.
Jest tak: pstryk!
I już
Masz!


Po Ja Dę
Do Pe Ru


Ruina
Runo
Rude
(ru)Ja

Śpiewa szamanomnich
A ja nic z tego nie rozumiem
I chuj
Dobrze mi z tym.
W siwy dym idę
Jak
Jedno
Rożec
Rzekł:
Tak
Alicjo
Magiczno
Ekstatyczno
Się poddaj galopowi

I doceń swoją wielkość
w KOŃcu!



by Janelle-Dimmett



niedziela, 22 czerwca 2014

Kochanka

Czarna ukochana,
Lodowata, jedyna, żywa tak bardzo,
Że nie do uniesienia na ludzkich barkach
Nawet tych najsilniejszych...

Jak ja Ciebie pragnę,
Jak bardzo się boję,
Trzęsę się z przerażenia nawet gdy widzę jedynie rąbek Twojej szaty.
Nie wyobrażam sobie zobaczyć Twoich oczu,
Bo czuję, że spaliłyby mnie na popiół.
Jesteś poza śmiercią,
A boję się Ciebie prawie jak jej,
Śmierci jednak nie pragnę,
A z Tobą chcę się zespolić totalnie
I z lęku przed Twoją siłą,
Szukam Cię w ludzkich
Kochankach,
Przyjemnościach,
Duchowych uniesieniach
(chociaż nie ma już, i nigdy nie było, wiary w ich znaczenie)

Duchowość jest szczerym, prawdziwym, autentycznym wejściem w rzekę życia,
Poza lękiem, uprzedzeniami, myślą.
Jest Miłością.
Po to, żeby zobaczyć, że to cudownie doskonała brama,
Której nie ma,
Bo raju nie ma,
Tylko ten pęd
Ta szaleńcza kosmiczna jazda,
Której już nic nie może zatrzymać,
Gdy się ją raz poczuło...
Się żyje
Miłością
(która nie ma nic wspólnego z tym co ktokolwiek kiedykolwiek o miłości się dowiedział, nauczył, przeczytał, doświadczył...)

Wyginam się w kabłąk,
Doświadczam kolejnej katastrofy,
Ciało ma wszystkie pytania i odpowiedzi w sobie, boli, czuje, zmienia formę,
Bezustannie.
Patrzę w niebo
(bo tak bardzo zachwycają mnie przepływające po nim chmury)

Otwieram klatkę piersiową
Klatki likwiduję
Kompletnie
Aż serce pochłania
Jabłonie
ja płonę
(płonięcie jest też czymś innym niż wcześniej mi się zdawało...)


i zostaje tylko Ta
n i e z a l e ż n a

Madonna Ostrobramska
Czarna Madonna Częstochowska





sobota, 21 czerwca 2014

Myśl

Zastanawiam się nad taką rzeczą:
Czy myśl może nie składać się ze słów, zdań, liter?
Jaka jest natura myśli?
Czy powstaje jeszcze przed słowem?
Wygląda mi na to że tak.
To jakoś mocno otwierające, nowe. Miałam jednak przekonanie, że myśli to ciągi zdań powstających w głowie, a przecież tak nie jest!

Czym jest myśl?

Myśl jest chyba wszystkim co widzi, rozumie, rozpoznaje umysł.
Więc zarówno patrzeniem, czuciem, emocją...
Ale w takim razie czy istnieje coś poza myślą?
Wydaje się, że tak, wciąż to gdzieś słyszę i jest we mnie wiara, że tak jest, ale...
Czy przypadkiem ta wiara, że jest coś poza myślą, nie jest kolejną myślą???
Oczywiście, że tak...
Więc co robić???
Poddaję się.
Tylko jak się poddać, żeby ponownie nie zanurzyć się w znanego mi doła, beznadzieję, mizerię żywota tego... ?

Mam teraz takie marzenie, żeby był ze mną ZAWSZE świadek, żebym mogła iść w proces, wiedząc, że On obok jest, wie, widzi, wspiera...

Gdzie znaleźć takie bezpieczne miejsce, w którym mogłabym się rozluźnić, puścić, być?
Czy aby na pewno robię to co chcę?
Nie wiem...
Czy robienie tego co chcę, spełnianie potrzeb, to dobra droga?
Czuję, że tak.
Co jest wobec tego co powstrzymuje mnie przed kroczeniem nią?
Czy powstrzymywanie przed robieniem tego co chce, nie jest właśnie robieniem tego co chcę???

Ucisk w gardle, mordercza energia, kat...
W niej jest moc, potęga, siła, ale na teraz zalewa i przeraża tak mocno, że wolę się do niej nie zbliżać.
Powoli, ostrożnie, w swoim czasie...

Wszystko już wiem.
Nauczyciela nie potrzebuję.
Ta wiedza zawsze ze mną jest.
Świadka chcę.
To Tak.

piątek, 13 czerwca 2014

Głęboko

Kto nam kiedyś wcisnął brednie,
Że może być jakieś "niewłaściwe" uczucie,
Że to co czujemy, nie jest tym co czujemy,
Że coś jest z nami nie tak,
Że potrzebujemy się naprawić, poprawić, stłumić?
Albo, że to wstyd, nieładnie, niedobrze,
Że tak się ruszam, śpiewam, tańczę, płaczę, krzyczę?

Jaki to dramat, że w to uwierzyliśmy,
Że teraz chodzimy z zaciśniętymi szczękami, brzuchem,
Że tłumienie stało się nawykiem, że wydaje nam się, że musimy na wszystko zasłużyć, coś zrobić, przerobić, jakiś piruet nadzwyczajny wykonać...

Tymczasem Wszechświat kocha nas bezwarunkowo,
Nie chce od nas niczego innego od spełniania się, rozwoju, otwierania coraz bardziej na Radość, Przyjemność, Ekstazę
Spokój.
Nawet Rodzina, w której przyszliśmy na ten świat, jest po to, żeby Dusza wzrosła, jest tym czego potrzebowała.
Właśnie tego. Nie czegoś/kogoś innego.
Wogóle nie ma pomyłek, błędów.
Nie ma miejsca na żal.

Czasem jeszcze spadam z tej Świadomości,
Jak linoskoczek uważnie idący po wąskiej linie.
Uczę się.
I to uczenie, spadanie, balansownie, nabijanie sobie guzów,
Jest Doskonałe


Serca
Otwarością
Się
Jest

Młoda małpka po kąpieli w studni Ramana Maharshi Ashram - Tiruvannamalai

środa, 11 czerwca 2014

Wszystko będzie dobrze

Usłyszałam to zdanie trzy razy ostatnio.
Za pierwszym dostaliśmy (ja i wypowiadacz owej myśli) takiego ataku śmiechu,
Że trudno było zakończyć tą falę rozbawienia.
Co za absurd - czuło całe ciało/ciała.
"Wszystko będzie dobrze"
Najlepszy dowcip Boga, hahahahahaha!

Kolejnego dnia znów to usłyszałam.
Niemożliwe, co mi Wszechświat z takim uporem próbuje powiedzieć?

Minęły dwa dni i znów:
Wszystko będzie dobrze!

Jak to wszystko będzie dobrze?
Przecież życie to orgazmicznie piękna KATASTROFA!
KOMPLETNA PORAŻKA!
Bajzel, rozpiżdżenie, taniec połamaniec!

Rozluźnienie się w beznadziejności myśli,
Co powoduje jazdę bez trzymanki
W takim pędzie,
Że włosy na głowie się nie trzymają
Myśli zmieniają w smugi wiatru
Bez formy, wagi, sensu...

Tańczyłam
Wczoraj
Taniec z Partnerem
"Zatańcz jakbyś tańczyła z Nim całe swoje życie"
Tańczę życie z Partnerem.

"Tak długo wyłaniam się z ziemi"
Myśli myśl
Ciało mówi: to myśl
Nie ma "długo"
Jest tyle ile ma być.

Więc tarzam się w ziemi
Obklejam gliną włosy
Słucham bicia serca
Idę za nim
Jestem jak ziarno w ziemi
Świadoma mocy
Powoli się rozwijam
Przebijam skorupę
Cofam się
Dbam o swoje bezpieczeństwo
Jestem bardzo ostrożna
Ufam
Sobie

Zaczynam widzieć Partnera gdy staję na nogach.
On jest, widzi, świadkuje.
Ja świadkuję Jemu.
Kto komu świadkuje?

Jeszcze nie ufam.
Ufam nieufności.

Tańczę w rytm śpiewu Matki.
Takie to łatwe.
Jest po prostu
Ruch
Bez końca ani początku.
Ósemka.

Chcąc nie chcąc
Partner jest.
Trudno "małej mi" w to uwierzyć,
Ale On jest
I już.
Zawsze.

Więc taniec się rozwija
W formy doskonale nieprzewidywalne


Chaos

Szaleństwo

Brak kontroli

Orgazm


W miękkości
Łatwości
Otwartości
Widzę Cię jasnymi oczami.
Niczego nie oczekuję
Bo się nie da.
Nietrwałość
Ufność
Wspólna zabawa.

Relacja
Zaczyna
Się
W
Stillness


I
W
Tym
Miejscu
Nie ma już niczego więcej do powiedzenia


Jest tylko śmiech.


fot. Martha Graham






czwartek, 5 czerwca 2014

Centrum

Gdy przejeżdżam przez centrum Warszawy, z wielkiego bilboardu patrzy na mnie twarz starego Sadhu, mędrzec ma turban na głowie, twarz smaganą słońcem i ciepłym wiatrem, trzy pręgi z białego proszku na czole i czerwoną kropkę po środku. Oczy lekko zmrużone, mądre, jasne.
W tym obrazie jest ciepło, słońce i pomarańcz.
W koło szara gęsta zupa miasta, pośpiech, gonitwa.

Minęło kilka dni i zaświeciło słońce.
Świat znów się zmienił.
Czy świat może się zmieniać?
Czy to ja się zmieniam?
Czy jestem zmianą?
Czy jest ja?

Poza słowem.

Z przestrzenią na słowo.

Przestrzeń = Miłość

Spokój.

Gdy siedzę w medytacji ostatnio,
Ból wylewa się ze mnie jak przez grubą rurę w kręgosłupie.
Czasem ta rura idzie jakby bokiem.
Pojawia się krzyk, wstrząśnięcie,
Ale też pojawia się myśl,
Że to unik.
I znów wracam.

Boję się siedzieć,
Bo mam tak, że czuję jakbym wsiadała do mega szybkiego samochodu wyścigowego, gdzie nie mam szans na najmniejszą próbę kontroli.

Jazda bez trzymanki.
Moja Przyjaciółka powiedziała:
Zen niczego nie rozwiązuje.
Zen jest jakby się wsiadło do samochodu, z którego wyjęło się pasy bezpieczeństwa, hamulce i przednią szybę i pędziło z największa prędkością.

To po co to robić?
Tym bardziej, że tego się "robić" nawet nie da! Haha! :D
Czyżbym miała tendencje samobójcze?
Chyba tak, ale ciała nie chcę zabić.
Iluzja, sen, otrząsnąć się z nich jak pies po wyjściu z wody,
I popędzić na łąkę, wytarzać z uśmiechem na mordzie.
Czysta
Radość


Tato.
Taka kochana postać
Siedząca
Niewzruszenie
W
Pokoju.

Patrzę na to jak się uwalnia.
Jak snuje opowieści
Prosto z otwartego serca
Wolnego ducha
Jak niczego nie musi
Nie musiał.
Jak ma czas.

Tata tańczy
Jest sam w takiej zgodzie z tym stanem
Że aż nie sam.

SAMO WYSTAR CZALNY

Już nie muszę trzymać Twojej ręki
Bo Ty ją dawno puściłeś
I patrzysz na mnie z zachwytem, ze łzami wzruszenia w oczach.

Czerpię z tego pełnego dzbana w każdej chwili gdy czuję głód.
Co by zrobiła osoba, która kocha siebie?
Ciało bez chwili zastanowienia wyrzuca z siebie, radośnie i ufnie jak dziecko, jasną odpowiedź.
Naprawdę, to by zrobiła???
Haha, no niech Ci będzie, Bogu mój ty kochany.

I płaczę ze wzruszenia, bo świat jest taki piękny.




środa, 4 czerwca 2014

Spotkanie

Potrzebuję porozmawiać z kimś kogo się boję, unikam, kto jest dla mnie mocno niewygodny.
Taka upchnięta moja część, która woła u uwagę, boli co jakiś czas, uwiera, krzyczy.
To Kobieta wiecznie wściekła, szukająca zwady, dyskusji, może w ten sposób nawiązującą relacje, w jedyny jej znany sposób? Nie wiem. Niczego o nikim nie wiem, to wszystko moje domysły, więc zamiast brnąć w to dalej (i samej tym samym podsycać relację konfliktu), poszukam jej, spotkam, porozmawiam.

Z ciekawością, empatią, życzliwością.

Kobieta ma zaciśnięte szczęki, ból na twarzy. Gniew utknięty w gardle, wyrażany często, zawsze do pewnego momentu, nie do końca akceptowany, nie do końca wyrzucony, więc utknięty. Raniąca złość, wściekłość, rzucanie piorunami w "drugiego".  To nie gniew, gniewu ona nie dopuszcza. Ktoś jej kiedyś brutalnie zatkał usta, gdy się z niej wydobywał falami potężnego ognia, wypalającego to co niepotrzebne, dające grunt na nowe.

Dobrze ubrana, atrakcyjna, dużo wiedząca, przebojowa, doświadczona...
W środku samotna, czująca się niepełna, szukająca zbawcy, partnera, idealnej miłości, która ją uszczęśliwi. Wiecznie nienasycona.

Spotykamy się w parku.
Lekki wiatr, szumią zielone drzewa, niedaleko skrzy się jezioro.
Siadamy na ławce.
Patrzę Kobiecie w oczy.
Chwilę siedzimy w milczeniu.

- Jak masz na imię przyjaciółko?
- Lukrecja.
- Jakie piękne imię. Jak się dziś czujesz?
- Czuję się ciężka. Szczególnie w okolicy serca. Tak jakby to miejsce mi się zapadało. Jakby kamień ciągnął mnie w dół. Widzisz, w poprzednich wcieleniach za moją wiedzę kamienowano mnie, wrzucano do wody abym utonęła, gwałcono, bito, poniżano na wszelakie niewyobrażalnie okrutne sposoby...
Lukrecja zaczyna płakać.
- Płacz kochana, tutaj nikogo nie ma, nikt nas nie widzi. Mam dużo kocy, jest ciepło i bezpiecznie. Może chcesz się położyć? Przytulę cię, okryję, pogłaszczę po głowie, zaśpiewam, ogień zapalę.
Lukrecja nieco się usztywnia.
- Dziwnie się czuję. To przeważnie ja daję wsparcie. Teraz to ja mam być tą słabą? Nie wiem czy mam na to otwartość...
- OK, nie musimy tego robić, jeśli nie chcesz. Rozluźnij się w tym, co jest, jeśli chcesz...
Lukrecja zaczyna spokojnie oddychać. Powoli znów wydobywa się płacz.
Rozwija się jak nieśmiała opowieść. Długo, zmienia nasilenie, barwę. Ustaje i znów się wznosi.
Chwilami Lukrecja tańczy, innym razem kładzie się i daje dotykać. Jeszcze innym zasypia na jakiś czas...

Trwamy tak trzy dni.
Przynoszę nam jedzenie i picie, chociaż nie jemy dużo.
Dużo śpiewamy, modlimy się, palimy kadzidła, świece, głaszczemy się po głowach i brzuchach, mruczymy...

Ostatniej nocy śpimy długo i dobrze, przy zapachu białej szałwi, ciepłej bezgwiezdnej nocy, z dużą starą suką, która się do nas przybłąkała nie wiadomo skąd i kiedy. Spała nam u stóp, owinięta w koce.
Jak my.
Trzy suki.


- Co jeszcze jest do zrobienia?

- Nic.


Lukrecja zaczyna swój potężny taniec.
Tupie, uderza się po brzuchu jak w bęben.
Z jej łona wydobywa się śpiew, ryk rozpaczy i gniewu.
Gdy wybrzmiewa do końca, rozlega się śmiech tak głęboki, że porusza wodami jeziora.

Tarzamy się po mokrej trawie, tworzymy Jedno.
Trzy suki:
Gniewna Kobieta
(s)Tara Suka
Ja