Patrzących na nas z każdej ściany, wymalwanych jaskrawo, jasno, jak rysunki dziecka.
Ruch naszych nieskrępowanych, uwolnionych ciał.
Każde snuje swoją opowieść.
Widać jak na dłoni, to co często skrywamy za skrzętnie dobraną maską, przemyślaną, wypolerowaną, udoskanalaną, poprawianą.
Ten nieopuszczający nas niedosyt,
Wieczne "not enough"
Chociażby było prawie doskonale,
Zawsze jest jednak to PRAWIE.
Gonitwa, wyścig, wieczne przegranie
Iluzja, że można wygrać.
Co wygrać?
Kto jest zwycięzcą, kim przegrany,
Czym jest nagroda?
Sen, zabawa w "życie"
Sens bezsensu
Cisza
Pod koniec naszego tańca wchodzi kapłan opiekujący się świątynią,
Jest huk bębnów, ekstaza, radość, uwolnienie.
Kapłan krzyczy: bóg nie życzy sobie takiego hałasu, to jest święte miejsce, nie ma tutaj przestrzeni na takie zachowanie, to nie jest boskie!
Patrzymy jasnymi oczami na miotającą się kukiełkę, zadziwieni, zaciekawieni, w miękkości wykańczającego się ruchu.
Religie i świątynie powstają gdy Mistrz, wokół którego zaistniało zgromadzenie, umiera.
Po co nam religie?
Kolejna forma kontroli.
Po co nam kontrola?
Może z lęku.
Może daje nam to miękką wygodną iluzję zwaną "bezpieczeństwem"
Oczywiście jeśli jest stan bezpieczeństwa, musi też istnieć stan zagrożenia.
Biegamy z jednego kąta w drugi, jak myszy w klatce, wciąż z nadzieją zmiany, poprawy, uwolnienia.
Taniec nie ma początku ani końca, ruch odbywa się w tu i teraz, w nieskończoności, w pełni, w niezmienności, czarnej pustce poza czernią, bardziej niż głuchą.
Ziemia Obiecana
Miłość
Ja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz