Lubię słuchać opowieści ludzi.
Każda inna, jak wielokolorowy dywan.
Tam zgrubienie, tu inny ścieg,
zakręt, zawijas,
zatrzymanie,
przyspieszenie,
otwarta przestrzeń,
zamknięta,
przesmyk,
drzwi,
okno,
bezkres i kres.
Podróż.
Podobne a jednak inne od mojej.
Każda opowieść jedyna w swoim rodzaju.
Unikat.
Cud.
(Pan obok głośno i teatralne charka.
Zastanawiam się czy nie robi tego celowo, żeby mi obrzydzić życie.
Na pewno ma jakiś ukryty w tym cel.
Obrzydliwość.
Skurwysyn jeden!)
Chodzenie.
Cho dze nie.
Przesuwanie stopy za stopą.
Podnoszenie, opadanie.
Przenoszenie ciężaru ciała.
Balansowanie.
Wyczuwanie buta pod podeszwą stopy.
Piasku.
Kamienia.
Wczoraj w aśramie: dobrotliwy byk Nandi otrzymał nową fryzurę-obfitą kiść trawy przyczepioną do głowy.
(How sweet... ^_^)
Na dachu mojego hotelu:
Rozciągnięty kabel do suszenia prania.
Kolorowe plastikowe żabki.
Kruk jest zrobiony z kości, krwi, ścięgien, piór...
Rozdziawia dziób zrobiony z twardej zrogowaciałej tkanki.
Siedzi na słupie zrobionym z martwego drzewa.
Niebo jest zrobione z powietrza, chmur, gwiazd,
Nieskończoności,
Czarnych dziur,
Braku grawitacji
Oraz księżyca
Prawie pełnego
Prze pełnionego
Zimnością.
Shiva Shakti
Robi nam prysznic z Miłości.
Na każdego jeden kubeł.
Chlup!
Siedzę tyłem do otwartych drzwi.
Do ulicy.
Słyszę tentent kopyt końskich na bruku.
Stukstuk, stukstuk, stukstuk...
Podkowy rozmawiają z asfaltem.
Dźwięk ociera się o plecy.
Muśnięcie miękkiej brązowej grzywy o moją białą szyję.
Smyru, smyru, miziu, miziu
I już go nie ma.
Tylko oddech.
Niezmiennie.
Jest.
Dosiadam oddechu.
Jadę na oklep.
Oślep.
Ośle.
Wio!
Każda inna, jak wielokolorowy dywan.
Tam zgrubienie, tu inny ścieg,
zakręt, zawijas,
zatrzymanie,
przyspieszenie,
otwarta przestrzeń,
zamknięta,
przesmyk,
drzwi,
okno,
bezkres i kres.
Podróż.
Podobne a jednak inne od mojej.
Każda opowieść jedyna w swoim rodzaju.
Unikat.
Cud.
(Pan obok głośno i teatralne charka.
Zastanawiam się czy nie robi tego celowo, żeby mi obrzydzić życie.
Na pewno ma jakiś ukryty w tym cel.
Obrzydliwość.
Skurwysyn jeden!)
Chodzenie.
Cho dze nie.
Przesuwanie stopy za stopą.
Podnoszenie, opadanie.
Przenoszenie ciężaru ciała.
Balansowanie.
Wyczuwanie buta pod podeszwą stopy.
Piasku.
Kamienia.
Wczoraj w aśramie: dobrotliwy byk Nandi otrzymał nową fryzurę-obfitą kiść trawy przyczepioną do głowy.
(How sweet... ^_^)
Na dachu mojego hotelu:
Rozciągnięty kabel do suszenia prania.
Kolorowe plastikowe żabki.
Kruk jest zrobiony z kości, krwi, ścięgien, piór...
Rozdziawia dziób zrobiony z twardej zrogowaciałej tkanki.
Siedzi na słupie zrobionym z martwego drzewa.
Niebo jest zrobione z powietrza, chmur, gwiazd,
Nieskończoności,
Czarnych dziur,
Braku grawitacji
Oraz księżyca
Prawie pełnego
Prze pełnionego
Zimnością.
Shiva Shakti
Robi nam prysznic z Miłości.
Na każdego jeden kubeł.
Chlup!
Siedzę tyłem do otwartych drzwi.
Do ulicy.
Słyszę tentent kopyt końskich na bruku.
Stukstuk, stukstuk, stukstuk...
Podkowy rozmawiają z asfaltem.
Dźwięk ociera się o plecy.
Muśnięcie miękkiej brązowej grzywy o moją białą szyję.
Smyru, smyru, miziu, miziu
I już go nie ma.
Tylko oddech.
Niezmiennie.
Jest.
Dosiadam oddechu.
Jadę na oklep.
Oślep.
Ośle.
Wio!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz