"Praca uszlachetnia"
"Praca jest lekarstwem na wszystko"
Więc jak serce krwawi, jak jest coś niewygodnego, relacja, w której w sumie jest mi źle, ale boję się sama przed sobą do tego przyznać, brak pieniędzy i wiele innych powodów, to zacznę pracować jeszcze więcej.
Za to dostanę na pewno jakąś pochwałę, uznanie, poklepanie po plecach.
Schudnę jeszcze bardziej, twarz zrobi się pięknie, duchowo pociągła, no może trochę oczy będą podkrążone od niedospania, stresu, zaciskania się, nadludzkiego wysiłku, ale co tam.
Kasa jest, "niezależność", uznanie rodziny, pracodawców, odbiorców produktu.
To, chociaż na jakiś czas, da mi ukojenie, poczuję, że coś jestem jednak warta, że można mnie za coś pokochać.
Nic nie będę czuła.
Chłód, zimno, sztywność, doskonała asana, chroni przed rozpadnięciem się, utrzymuje w iluzji.
Do następnego razu, który już czai się za rogiem, kiedy ból z całą siłą wraca, gdy muszę wykonać znów coś widocznego, żeby dostać strzępek miłości...
Zastrzyk narkotyku uśmierzający cierpienie, na chwilę...
Skrawek ciepła, gdzie ogrzeję przemarźnięte kości...
I tak w kółko...
Jak długo potrzeba bycia w ciszy, po takim trybie życia, aby odzyskać chociaż odrobine kontaktu ze sobą?
Nie wiem, ale znana mi to postawa, także w "mojej dziedzinie", tzw. duchowego rozwoju.
Jak ktoś, kto od lat siebie nadużywa i nie jest tego świadom, nic z tym nie robi, jest w stanie wysłuchać, poczuć drugą osobę, która tego zwolnienia, powrotu do siebie pragnie?
No chyba, że większość ludzi szuka jednak czegoś innego w jodze/medytacji. Może chce po prostu mieć zgrabniejszą sylwetkę i usłyszeć parę pustych frazesów bez pokrycia, być modnym?
Chociaż to niemożliwe, wierzę jednak w ludzi, i tak jak dziś powiedziała Ania, gdy szłyśmy wokół Góry: każdy człowiek tęskni za Prawdą, czasem jednak boi się do tego przyznać, bo to zapewne rozwali jego skrzętnie budowany świat, w którym może i tak do końca milusio mu nie jest, no ale jednak jest to znane, bezpieczne...
Nauczyciel, który sam daje sobie czas, uwagę, schronienie, nie pozwoli w tym miejscu zostać. Bo wie, że wejście w to co nieznane, bywa, że przerażające, jest warte wszystkiego.
Niczego nie obiecuje, nie jest być może z wierzchu atrakcyjny.
Jednak ten komu to dane, zobaczy coś więcej poza ładnym opakowaniem, znajdzie tego, który pomoże zburzyć tamy, roztopić lody, popłynąć rzece.
Zaufa czemuś co jest większe od lęku.
A potem jak wody w rzece Ganga - popłynie, i nie będzie już odwrotu, bo gdy tama zostanie zburzona, to nurtu wody już nie da się zawrócić.
Odkrywam, że największą moc ma cisza, ale czasem potrzeba kilku słów, aby na ciszę nakierować. Takie zetknięcie z ciszą, bez wprowadzenia w postaci słów, może być zbyt dużym wyzwaniem. Poza tym słowa też potrafią być formą ciszy.
Nie wiem, nie wiem, będąć w Indiach już kolejny miesiąc, nie robiąc prawie nic, mam wrażenie, że dopiero zaczyna się proces pozbywania się pokładów iluzji, jakie przez nieskończoną ilość lat, nazbierało się.
Zresztą nie wiem czy samo "pozbywanie się pokładów iluzji", nie jest w swej istocie iluzją, haha!
Wiem, że mogę dać ludziom dużo, jednak równocześnie czuję, jak sama jestem wątła, jak mało wiem, jak sie mylę, jak jestem ślepa...
Ratuję się szczerością, okazuje się, że ona, często będąca na pierwszy rzut oka, bez składu i ładu, jest tym co trafia, co ożywia, co staje się wspólnym doświadczeniem.
Gdy w mojej głowie pojawia się tępa pustka i wpadam w panikę, że przecież "mam małą wiedzę" i "nie mam niczego mądrego do przekazania", zapadam się totalnie w ten stan, i z niego, z samego jego serca, wyłaniają się słowa, które nigdy nie zostały zaplanowane.
Chwilami głos z boku szepce "co ty pleciesz Maga???", ale zaraz drugi się włącza: "no i cóż z tego, nawet jeśli plotę, to i tak nie masz pojęcia jak to odbierają inni, może im sie podoba? A może to z czego ty jesteś dumna, wcale się nie podoba?"
Nie zaspokoję potrzeb wszystkich.
Za to mogę zaspokoić potrzeby własne.
I gdy to robię, znika wszelki wysiłek.
Mam wrażenie, że już w ogóle nie pracuję. Karcący głos mówi: "jak tak można Maga, przecież ty nic nie robisz, lenisz się, nie zbijasza majątku ani nie harujesz na rodzinę jak porządni obywatele, marnujesz czas, a inni w tym samym czasie umierają z głodu, jak ci nie wstyd!"
Jednak potrafię uśmiechnąć się do tej rozwścieczonej postaci i póki co zejść jej z drogi, bo nie pora, aby z nią polemizować.
Za słabiutka się czuję, jeszcze...
To już ponad połowa mojego pobytu w Indiach.
Co jakiś czas dopadają mnie różne dolegliwości.
Aktualnie mam alergię, katar i ból stawów.
A jeszcze przed chwilą czułam się bardzo lekko i seksualnie.
Teraz czuję się jak stara brzydka zołza, do tego wściekła.
Zaraz pójdę spać i rano znów pewnie będzie inaczej.
Wtedy dodam kolejne zdanie, może parę słów,
Zamieszczę zdjęcie i wrzucę tego posta na bolga.
Taki plan, a czy się ziści i po kiego grzyba ja wogóle to piszę,
Nie wiem...! :D
"Praca jest lekarstwem na wszystko"
Więc jak serce krwawi, jak jest coś niewygodnego, relacja, w której w sumie jest mi źle, ale boję się sama przed sobą do tego przyznać, brak pieniędzy i wiele innych powodów, to zacznę pracować jeszcze więcej.
Za to dostanę na pewno jakąś pochwałę, uznanie, poklepanie po plecach.
Schudnę jeszcze bardziej, twarz zrobi się pięknie, duchowo pociągła, no może trochę oczy będą podkrążone od niedospania, stresu, zaciskania się, nadludzkiego wysiłku, ale co tam.
Kasa jest, "niezależność", uznanie rodziny, pracodawców, odbiorców produktu.
To, chociaż na jakiś czas, da mi ukojenie, poczuję, że coś jestem jednak warta, że można mnie za coś pokochać.
Nic nie będę czuła.
Chłód, zimno, sztywność, doskonała asana, chroni przed rozpadnięciem się, utrzymuje w iluzji.
Do następnego razu, który już czai się za rogiem, kiedy ból z całą siłą wraca, gdy muszę wykonać znów coś widocznego, żeby dostać strzępek miłości...
Zastrzyk narkotyku uśmierzający cierpienie, na chwilę...
Skrawek ciepła, gdzie ogrzeję przemarźnięte kości...
I tak w kółko...
Jak długo potrzeba bycia w ciszy, po takim trybie życia, aby odzyskać chociaż odrobine kontaktu ze sobą?
Nie wiem, ale znana mi to postawa, także w "mojej dziedzinie", tzw. duchowego rozwoju.
Jak ktoś, kto od lat siebie nadużywa i nie jest tego świadom, nic z tym nie robi, jest w stanie wysłuchać, poczuć drugą osobę, która tego zwolnienia, powrotu do siebie pragnie?
No chyba, że większość ludzi szuka jednak czegoś innego w jodze/medytacji. Może chce po prostu mieć zgrabniejszą sylwetkę i usłyszeć parę pustych frazesów bez pokrycia, być modnym?
Chociaż to niemożliwe, wierzę jednak w ludzi, i tak jak dziś powiedziała Ania, gdy szłyśmy wokół Góry: każdy człowiek tęskni za Prawdą, czasem jednak boi się do tego przyznać, bo to zapewne rozwali jego skrzętnie budowany świat, w którym może i tak do końca milusio mu nie jest, no ale jednak jest to znane, bezpieczne...
Nauczyciel, który sam daje sobie czas, uwagę, schronienie, nie pozwoli w tym miejscu zostać. Bo wie, że wejście w to co nieznane, bywa, że przerażające, jest warte wszystkiego.
Niczego nie obiecuje, nie jest być może z wierzchu atrakcyjny.
Jednak ten komu to dane, zobaczy coś więcej poza ładnym opakowaniem, znajdzie tego, który pomoże zburzyć tamy, roztopić lody, popłynąć rzece.
Zaufa czemuś co jest większe od lęku.
A potem jak wody w rzece Ganga - popłynie, i nie będzie już odwrotu, bo gdy tama zostanie zburzona, to nurtu wody już nie da się zawrócić.
Odkrywam, że największą moc ma cisza, ale czasem potrzeba kilku słów, aby na ciszę nakierować. Takie zetknięcie z ciszą, bez wprowadzenia w postaci słów, może być zbyt dużym wyzwaniem. Poza tym słowa też potrafią być formą ciszy.
Nie wiem, nie wiem, będąć w Indiach już kolejny miesiąc, nie robiąc prawie nic, mam wrażenie, że dopiero zaczyna się proces pozbywania się pokładów iluzji, jakie przez nieskończoną ilość lat, nazbierało się.
Zresztą nie wiem czy samo "pozbywanie się pokładów iluzji", nie jest w swej istocie iluzją, haha!
Wiem, że mogę dać ludziom dużo, jednak równocześnie czuję, jak sama jestem wątła, jak mało wiem, jak sie mylę, jak jestem ślepa...
Ratuję się szczerością, okazuje się, że ona, często będąca na pierwszy rzut oka, bez składu i ładu, jest tym co trafia, co ożywia, co staje się wspólnym doświadczeniem.
Gdy w mojej głowie pojawia się tępa pustka i wpadam w panikę, że przecież "mam małą wiedzę" i "nie mam niczego mądrego do przekazania", zapadam się totalnie w ten stan, i z niego, z samego jego serca, wyłaniają się słowa, które nigdy nie zostały zaplanowane.
Chwilami głos z boku szepce "co ty pleciesz Maga???", ale zaraz drugi się włącza: "no i cóż z tego, nawet jeśli plotę, to i tak nie masz pojęcia jak to odbierają inni, może im sie podoba? A może to z czego ty jesteś dumna, wcale się nie podoba?"
Nie zaspokoję potrzeb wszystkich.
Za to mogę zaspokoić potrzeby własne.
I gdy to robię, znika wszelki wysiłek.
Mam wrażenie, że już w ogóle nie pracuję. Karcący głos mówi: "jak tak można Maga, przecież ty nic nie robisz, lenisz się, nie zbijasza majątku ani nie harujesz na rodzinę jak porządni obywatele, marnujesz czas, a inni w tym samym czasie umierają z głodu, jak ci nie wstyd!"
Jednak potrafię uśmiechnąć się do tej rozwścieczonej postaci i póki co zejść jej z drogi, bo nie pora, aby z nią polemizować.
Za słabiutka się czuję, jeszcze...
To już ponad połowa mojego pobytu w Indiach.
Co jakiś czas dopadają mnie różne dolegliwości.
Aktualnie mam alergię, katar i ból stawów.
A jeszcze przed chwilą czułam się bardzo lekko i seksualnie.
Teraz czuję się jak stara brzydka zołza, do tego wściekła.
Zaraz pójdę spać i rano znów pewnie będzie inaczej.
Wtedy dodam kolejne zdanie, może parę słów,
Zamieszczę zdjęcie i wrzucę tego posta na bolga.
Taki plan, a czy się ziści i po kiego grzyba ja wogóle to piszę,
Nie wiem...! :D
Z tego miejsca w sobie, z którego to piszesz bije prawda, która ma transformującą moc dla innych, dla mnie. Kolejny raz dziękuję.
OdpowiedzUsuńDziękuję Karolina za te miłe słowa <3
Usuń