Pełnia
PMS
Polska
Czym dłużej jestem w Indiach, tym bardziej czuję, że jednak tu nie przynależę.
Kocham to miejsce całym sercem i będę wracała pewnie regularnie,
Bo inaczej już po prostu nie mogę, zapłakałabym się na śmierć gdybym nie mogła tu wrócić.
Jednak Polska to miejsce gdzie się urodziłam.
Znajomy dom, gniazdo, z którego wyfrunęłam w tym ciele, które jeszcze żyje.
To tak jak gdy nie porządkuję swoich relacji z rodziną, trudno mówić o pełnym zrozumieniu duchowości.
Samo porządkowanie, przyglądanie się, nie uciekanie, nie tłumienie, za to przyzwalanie, wchodzenie w każdą dziurę, ostrożnie ale z ufnością, jest byciem na właściwej drodze, która i tak nie prowadzi do Celu,
Więc odpuścić można wszelkie oczekiwania, wysiłki, starania się, co mega wyzwalające jest i cudną wiadomością dla strudzonych magowych kości
Ufff!
Teraz przyszła myśl, że właściwie to nie wiem czy mam poczucie, że ja gdziekolwiek przynależę.
A może wszędzie, po trochu?
Tyle, że jakoś nie satysfakcjonuje mnie ta odpowiedź, zbyt prosta, zbyt banalna, zbyt podręcznikowa jest...
Lubię zostawać bez odpowiedzi.
Lubię zadawać pytania i udzielać odpowiedzi, taki majstersztyk, doskonały pojedynek na szabelki, dla fanu,
Wiedząc, że i tak to tylko taka zbitka dźwięków, taniec atomów,
Ocieranie się jednego o drugi, wyzwalanie kolorowych fontann elektryczności, albo i nie...
Lubię piękne formy, dobrą sztukę, mocną literaturę, muzykę najwyższych lotów.
Zawsze miałam też jakąś taką słabość do najwyższych klas, szlachetnie urodzonych, do kultury, tej najdoskonalszej, ostrej jak brzytwa.
Ale też, jak dotykam tych wyżyn szlachetności, to tak jakby coś pękało na tym szczycie, i okazywało się być puste jak wydmuszka.
Co zresztą nie zaprzecza w żaden sposób piękna, które tam się znajduje, ale to jest tak jakbym już była w miejscu doskonałej odpowiedzi, w końcu dotarcia do TEGO, i wtedy to COŚ, to moje osiągnięcie, doskonałe wydedukowanie poprzez inteligencję, na tym szczycie, orgaźmie,
wyzerowywało się ponownie....
I zostawało znów
Nic
Pusta kartka
Cholera
A więc to znów nie to
Niech to szlag!
Trochę się pozłoszczę
I przechodzi
Bo na złość mam też przygotowane różowe łóżeczko miłości,
Bo kurtyzaną jestem doskonałą,
Tą z najwyższych sfer
Szlachcianką
Zaczynam się przyzwyczajać do tych fal
Wzlotów
Odlotów
Upadków
Bęc
Bum
I znów wsiadam na mojego białego rumaka
Będę na nim jechać tak długo aż zniknie koń i jeździec
A jak nie zniknie
To będę tak jechać i jechać
Otworzyć się na
Teraz
Każdą emocję
Jak błyskawice
Przepalające się
Jedna po drugiej
Wyładowania elektryczne
Płonące ognisko
Nie
Wiadoma
Miłość
Prawie
Nie
Do
Uniesienia
PMS
Polska
Czym dłużej jestem w Indiach, tym bardziej czuję, że jednak tu nie przynależę.
Kocham to miejsce całym sercem i będę wracała pewnie regularnie,
Bo inaczej już po prostu nie mogę, zapłakałabym się na śmierć gdybym nie mogła tu wrócić.
Jednak Polska to miejsce gdzie się urodziłam.
Znajomy dom, gniazdo, z którego wyfrunęłam w tym ciele, które jeszcze żyje.
To tak jak gdy nie porządkuję swoich relacji z rodziną, trudno mówić o pełnym zrozumieniu duchowości.
Samo porządkowanie, przyglądanie się, nie uciekanie, nie tłumienie, za to przyzwalanie, wchodzenie w każdą dziurę, ostrożnie ale z ufnością, jest byciem na właściwej drodze, która i tak nie prowadzi do Celu,
Więc odpuścić można wszelkie oczekiwania, wysiłki, starania się, co mega wyzwalające jest i cudną wiadomością dla strudzonych magowych kości
Ufff!
Teraz przyszła myśl, że właściwie to nie wiem czy mam poczucie, że ja gdziekolwiek przynależę.
A może wszędzie, po trochu?
Tyle, że jakoś nie satysfakcjonuje mnie ta odpowiedź, zbyt prosta, zbyt banalna, zbyt podręcznikowa jest...
Lubię zostawać bez odpowiedzi.
Lubię zadawać pytania i udzielać odpowiedzi, taki majstersztyk, doskonały pojedynek na szabelki, dla fanu,
Wiedząc, że i tak to tylko taka zbitka dźwięków, taniec atomów,
Ocieranie się jednego o drugi, wyzwalanie kolorowych fontann elektryczności, albo i nie...
Lubię piękne formy, dobrą sztukę, mocną literaturę, muzykę najwyższych lotów.
Zawsze miałam też jakąś taką słabość do najwyższych klas, szlachetnie urodzonych, do kultury, tej najdoskonalszej, ostrej jak brzytwa.
Ale też, jak dotykam tych wyżyn szlachetności, to tak jakby coś pękało na tym szczycie, i okazywało się być puste jak wydmuszka.
Co zresztą nie zaprzecza w żaden sposób piękna, które tam się znajduje, ale to jest tak jakbym już była w miejscu doskonałej odpowiedzi, w końcu dotarcia do TEGO, i wtedy to COŚ, to moje osiągnięcie, doskonałe wydedukowanie poprzez inteligencję, na tym szczycie, orgaźmie,
wyzerowywało się ponownie....
I zostawało znów
Nic
Pusta kartka
Cholera
A więc to znów nie to
Niech to szlag!
Trochę się pozłoszczę
I przechodzi
Bo na złość mam też przygotowane różowe łóżeczko miłości,
Bo kurtyzaną jestem doskonałą,
Tą z najwyższych sfer
Szlachcianką
Zaczynam się przyzwyczajać do tych fal
Wzlotów
Odlotów
Upadków
Bęc
Bum
I znów wsiadam na mojego białego rumaka
Będę na nim jechać tak długo aż zniknie koń i jeździec
A jak nie zniknie
To będę tak jechać i jechać
Otworzyć się na
Teraz
Każdą emocję
Jak błyskawice
Przepalające się
Jedna po drugiej
Wyładowania elektryczne
Płonące ognisko
Nie
Wiadoma
Miłość
Prawie
Nie
Do
Uniesienia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz