Maga Yoga

Maga Yoga

środa, 4 czerwca 2014

Spotkanie

Potrzebuję porozmawiać z kimś kogo się boję, unikam, kto jest dla mnie mocno niewygodny.
Taka upchnięta moja część, która woła u uwagę, boli co jakiś czas, uwiera, krzyczy.
To Kobieta wiecznie wściekła, szukająca zwady, dyskusji, może w ten sposób nawiązującą relacje, w jedyny jej znany sposób? Nie wiem. Niczego o nikim nie wiem, to wszystko moje domysły, więc zamiast brnąć w to dalej (i samej tym samym podsycać relację konfliktu), poszukam jej, spotkam, porozmawiam.

Z ciekawością, empatią, życzliwością.

Kobieta ma zaciśnięte szczęki, ból na twarzy. Gniew utknięty w gardle, wyrażany często, zawsze do pewnego momentu, nie do końca akceptowany, nie do końca wyrzucony, więc utknięty. Raniąca złość, wściekłość, rzucanie piorunami w "drugiego".  To nie gniew, gniewu ona nie dopuszcza. Ktoś jej kiedyś brutalnie zatkał usta, gdy się z niej wydobywał falami potężnego ognia, wypalającego to co niepotrzebne, dające grunt na nowe.

Dobrze ubrana, atrakcyjna, dużo wiedząca, przebojowa, doświadczona...
W środku samotna, czująca się niepełna, szukająca zbawcy, partnera, idealnej miłości, która ją uszczęśliwi. Wiecznie nienasycona.

Spotykamy się w parku.
Lekki wiatr, szumią zielone drzewa, niedaleko skrzy się jezioro.
Siadamy na ławce.
Patrzę Kobiecie w oczy.
Chwilę siedzimy w milczeniu.

- Jak masz na imię przyjaciółko?
- Lukrecja.
- Jakie piękne imię. Jak się dziś czujesz?
- Czuję się ciężka. Szczególnie w okolicy serca. Tak jakby to miejsce mi się zapadało. Jakby kamień ciągnął mnie w dół. Widzisz, w poprzednich wcieleniach za moją wiedzę kamienowano mnie, wrzucano do wody abym utonęła, gwałcono, bito, poniżano na wszelakie niewyobrażalnie okrutne sposoby...
Lukrecja zaczyna płakać.
- Płacz kochana, tutaj nikogo nie ma, nikt nas nie widzi. Mam dużo kocy, jest ciepło i bezpiecznie. Może chcesz się położyć? Przytulę cię, okryję, pogłaszczę po głowie, zaśpiewam, ogień zapalę.
Lukrecja nieco się usztywnia.
- Dziwnie się czuję. To przeważnie ja daję wsparcie. Teraz to ja mam być tą słabą? Nie wiem czy mam na to otwartość...
- OK, nie musimy tego robić, jeśli nie chcesz. Rozluźnij się w tym, co jest, jeśli chcesz...
Lukrecja zaczyna spokojnie oddychać. Powoli znów wydobywa się płacz.
Rozwija się jak nieśmiała opowieść. Długo, zmienia nasilenie, barwę. Ustaje i znów się wznosi.
Chwilami Lukrecja tańczy, innym razem kładzie się i daje dotykać. Jeszcze innym zasypia na jakiś czas...

Trwamy tak trzy dni.
Przynoszę nam jedzenie i picie, chociaż nie jemy dużo.
Dużo śpiewamy, modlimy się, palimy kadzidła, świece, głaszczemy się po głowach i brzuchach, mruczymy...

Ostatniej nocy śpimy długo i dobrze, przy zapachu białej szałwi, ciepłej bezgwiezdnej nocy, z dużą starą suką, która się do nas przybłąkała nie wiadomo skąd i kiedy. Spała nam u stóp, owinięta w koce.
Jak my.
Trzy suki.


- Co jeszcze jest do zrobienia?

- Nic.


Lukrecja zaczyna swój potężny taniec.
Tupie, uderza się po brzuchu jak w bęben.
Z jej łona wydobywa się śpiew, ryk rozpaczy i gniewu.
Gdy wybrzmiewa do końca, rozlega się śmiech tak głęboki, że porusza wodami jeziora.

Tarzamy się po mokrej trawie, tworzymy Jedno.
Trzy suki:
Gniewna Kobieta
(s)Tara Suka
Ja



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz