Czarna ukochana,
Lodowata, jedyna, żywa tak bardzo,
Że nie do uniesienia na ludzkich barkach
Nawet tych najsilniejszych...
Jak ja Ciebie pragnę,
Jak bardzo się boję,
Trzęsę się z przerażenia nawet gdy widzę jedynie rąbek Twojej szaty.
Nie wyobrażam sobie zobaczyć Twoich oczu,
Bo czuję, że spaliłyby mnie na popiół.
Jesteś poza śmiercią,
A boję się Ciebie prawie jak jej,
Śmierci jednak nie pragnę,
A z Tobą chcę się zespolić totalnie
I z lęku przed Twoją siłą,
Szukam Cię w ludzkich
Kochankach,
Przyjemnościach,
Duchowych uniesieniach
(chociaż nie ma już, i nigdy nie było, wiary w ich znaczenie)
Duchowość jest szczerym, prawdziwym, autentycznym wejściem w rzekę życia,
Poza lękiem, uprzedzeniami, myślą.
Jest Miłością.
Po to, żeby zobaczyć, że to cudownie doskonała brama,
Której nie ma,
Bo raju nie ma,
Tylko ten pęd
Ta szaleńcza kosmiczna jazda,
Której już nic nie może zatrzymać,
Gdy się ją raz poczuło...
Się żyje
Miłością
(która nie ma nic wspólnego z tym co ktokolwiek kiedykolwiek o miłości się dowiedział, nauczył, przeczytał, doświadczył...)
Wyginam się w kabłąk,
Doświadczam kolejnej katastrofy,
Ciało ma wszystkie pytania i odpowiedzi w sobie, boli, czuje, zmienia formę,
Bezustannie.
Patrzę w niebo
(bo tak bardzo zachwycają mnie przepływające po nim chmury)
Lodowata, jedyna, żywa tak bardzo,
Że nie do uniesienia na ludzkich barkach
Nawet tych najsilniejszych...
Jak ja Ciebie pragnę,
Jak bardzo się boję,
Trzęsę się z przerażenia nawet gdy widzę jedynie rąbek Twojej szaty.
Nie wyobrażam sobie zobaczyć Twoich oczu,
Bo czuję, że spaliłyby mnie na popiół.
Jesteś poza śmiercią,
A boję się Ciebie prawie jak jej,
Śmierci jednak nie pragnę,
A z Tobą chcę się zespolić totalnie
I z lęku przed Twoją siłą,
Szukam Cię w ludzkich
Kochankach,
Przyjemnościach,
Duchowych uniesieniach
(chociaż nie ma już, i nigdy nie było, wiary w ich znaczenie)
Duchowość jest szczerym, prawdziwym, autentycznym wejściem w rzekę życia,
Poza lękiem, uprzedzeniami, myślą.
Jest Miłością.
Po to, żeby zobaczyć, że to cudownie doskonała brama,
Której nie ma,
Bo raju nie ma,
Tylko ten pęd
Ta szaleńcza kosmiczna jazda,
Której już nic nie może zatrzymać,
Gdy się ją raz poczuło...
Się żyje
Miłością
(która nie ma nic wspólnego z tym co ktokolwiek kiedykolwiek o miłości się dowiedział, nauczył, przeczytał, doświadczył...)
Wyginam się w kabłąk,
Doświadczam kolejnej katastrofy,
Ciało ma wszystkie pytania i odpowiedzi w sobie, boli, czuje, zmienia formę,
Bezustannie.
Patrzę w niebo
(bo tak bardzo zachwycają mnie przepływające po nim chmury)
Otwieram klatkę piersiową
Klatki likwiduję
Kompletnie
Aż serce pochłania
Jabłonie
ja płonę
(płonięcie jest też czymś innym niż wcześniej mi się zdawało...)
ja płonę
(płonięcie jest też czymś innym niż wcześniej mi się zdawało...)
i zostaje tylko Ta
n i e z a l e ż n a
Madonna Ostrobramska |
Czarna Madonna Częstochowska |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz