Dziś nogi zaprowadziły mnie do ashramu Siva Sakhti.
Drugi dzień w Tiruvannamalai.
Sen wciąż nierówny, pomieszanie dnia z nocą,
Spanie po kilka godzin, to tu, to tam...
Jest inaczej.
Kiedyś ciągłe trąbienia, nawoływania, były nieznośne.
Teraz działają na mnie jak kołysanka,
Czuję się bezpiecznie, w domu.
Mama nuci mi znaną piosenkę.
Zasypiam.
Tak więc dziś nogi zaprowadziły mnie do Siva Sakhti.
Wychodząc z ashramu Ramana Maharsi kupiłam największy biały nienufar jaki znalazłam w bukiecie stojącym w czerwonym plastikowym wiadrze.
Było dużo kolorowych kwiatów, ale ja wiedziałam, że ma być ten - biały.
W ashramie Siva Sakhti czekało serce ułożone z białych róż i nenufarów.
Siedzę, ludzie się schodzą.
Kłębią się myśli, niesutający nadajnik, skakanie z kanału na kanał.
Wchodzi Ona, jak zwykle tak cichutko i niezauważalnie, że dopiero jak była w połowie sali zauważam, że już jest.
Kanał nadaje jak szalony, lecz gdy Siva Sakhti patrzy na mnie, kanał nagle się zatrzymuje i czuję że znów zalewa mnie znane uczucie czegoś tak totalnego, że zaczynam płakać.
Oczywiście próbuję to zatrzymać, bo "co to wogóle jest, coś nie tak i pewnie wyglądam jak jedna z tych nawiedzonych Rosjanek jakich tu pełno, a ja nie chcę tak wyglądać, bo ich i takiego zachowania nie lubię i już!", no ale się nie da, się już zatrzymać nie da.
Gdy Shiva Shakti odchodzi, kanał znów nadaje.
Patrzy jeszcze tak na mnie kilka razy.
Za każdym razem to samo, muszę chwilami zamykać oczy bo to dla mnie za dużo. "Nie chcę się tak całkowicie rozwalić! Teraz? Jak to tak, przecież dopiero przyjechałam, do tego w koło pełno ludzi. Nie przystoi tak przy ludziach." Haha!
Czuję wyraźnie otwieranie czakry serca. Jakkolwiek to brzmi...
No może to nie czakra serca, może wcale nie mamy jakiś tam czakr. Może to coś z moją koszulką, która ma zapięcie pod szyją, a potem poniżej piersi, przez co daje okienko dla serca, żeby mogło wychynąć na zewnątrz i pokazać swojego pulsującego miłością dzioba.
A to, że akurat przy Sivie Sakhti? No cóż, najwyraźniej mam na nią coś, co z braku innych określeń i przez ograniczonośc słów, mogę chyba tylko nazwać projekcją bezwarunkowej miłości.
Czy to możliwe, źe mam projekcję Miłości na Sivę Sakhti???
Siva Sakhti nie składa rąk na koniec w pokłonie.
Ona je zbliża do siebie, ale nie za bardzo, tak że się ze sobą nie stykają i tworzy się owalna przestrzeń między nimi.
To prawda. Niczego mi tutaj nie brakuje. Ani jednego ziarenka ryżu, dachu nad głową, słońca, ciepłej ziemi.
Znam każdą uliczkę.
Nie ma tego dużo, a jakoś wogóle się nie nudzi.
Mój czas w Tiruvannamalai jeszcze się nie skończył.
Drugi dzień w Tiruvannamalai.
Sen wciąż nierówny, pomieszanie dnia z nocą,
Spanie po kilka godzin, to tu, to tam...
Jest inaczej.
Kiedyś ciągłe trąbienia, nawoływania, były nieznośne.
Teraz działają na mnie jak kołysanka,
Czuję się bezpiecznie, w domu.
Mama nuci mi znaną piosenkę.
Zasypiam.
Tak więc dziś nogi zaprowadziły mnie do Siva Sakhti.
Wychodząc z ashramu Ramana Maharsi kupiłam największy biały nienufar jaki znalazłam w bukiecie stojącym w czerwonym plastikowym wiadrze.
Było dużo kolorowych kwiatów, ale ja wiedziałam, że ma być ten - biały.
W ashramie Siva Sakhti czekało serce ułożone z białych róż i nenufarów.
Siedzę, ludzie się schodzą.
Kłębią się myśli, niesutający nadajnik, skakanie z kanału na kanał.
Wchodzi Ona, jak zwykle tak cichutko i niezauważalnie, że dopiero jak była w połowie sali zauważam, że już jest.
Kanał nadaje jak szalony, lecz gdy Siva Sakhti patrzy na mnie, kanał nagle się zatrzymuje i czuję że znów zalewa mnie znane uczucie czegoś tak totalnego, że zaczynam płakać.
Oczywiście próbuję to zatrzymać, bo "co to wogóle jest, coś nie tak i pewnie wyglądam jak jedna z tych nawiedzonych Rosjanek jakich tu pełno, a ja nie chcę tak wyglądać, bo ich i takiego zachowania nie lubię i już!", no ale się nie da, się już zatrzymać nie da.
Gdy Shiva Shakti odchodzi, kanał znów nadaje.
Patrzy jeszcze tak na mnie kilka razy.
Za każdym razem to samo, muszę chwilami zamykać oczy bo to dla mnie za dużo. "Nie chcę się tak całkowicie rozwalić! Teraz? Jak to tak, przecież dopiero przyjechałam, do tego w koło pełno ludzi. Nie przystoi tak przy ludziach." Haha!
Czuję wyraźnie otwieranie czakry serca. Jakkolwiek to brzmi...
No może to nie czakra serca, może wcale nie mamy jakiś tam czakr. Może to coś z moją koszulką, która ma zapięcie pod szyją, a potem poniżej piersi, przez co daje okienko dla serca, żeby mogło wychynąć na zewnątrz i pokazać swojego pulsującego miłością dzioba.
A to, że akurat przy Sivie Sakhti? No cóż, najwyraźniej mam na nią coś, co z braku innych określeń i przez ograniczonośc słów, mogę chyba tylko nazwać projekcją bezwarunkowej miłości.
Czy to możliwe, źe mam projekcję Miłości na Sivę Sakhti???
Siva Sakhti nie składa rąk na koniec w pokłonie.
Ona je zbliża do siebie, ale nie za bardzo, tak że się ze sobą nie stykają i tworzy się owalna przestrzeń między nimi.
To prawda. Niczego mi tutaj nie brakuje. Ani jednego ziarenka ryżu, dachu nad głową, słońca, ciepłej ziemi.
Znam każdą uliczkę.
Nie ma tego dużo, a jakoś wogóle się nie nudzi.
Mój czas w Tiruvannamalai jeszcze się nie skończył.
hinduska Ragda |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz