Maga Yoga

Maga Yoga

piątek, 15 listopada 2013

Kochanie Dziecka w sobie, które niezmordowanie tańczy


Ufność, chęć zabawy.


Zdrada


Jak to jest, że jednak pcham się w te łapska, ponownie i ponownie, czuję, że się źle skończy, a jednak znów idę w paszczę tego, który nie umie mnie szanować, nie widzi, nie słyszy, nie czuje, gdyż zanurzony jest po uszy w swoim cierpieniu... Tej która udaje opiekę, sprzedaje dobre życzenia, a tak naprawdę wogóle ją nie interesuję, za to zazdrości, chce tego co ja. Depcze.
Dlaczego wciąż na nowo, u nich właśnie szukam miłości, akceptacji, potwierdzenia, że moje życie ma prawo Być???
U kogoś kto, bardziej niż pewne, tego mi dać nie może, bo sam wierzy w swą niedoskonałość, cierpi w naprawianiu siebie i świata, w kółko i w kółko...

Tańczę przez łzy. Przez zaciśnięte usta, drżące wargi.
"Nie pozwalam, nie chcę, nie poddam się!
Odwal się, spierdalaj, nie dotykaj!
Płaczę, płaczę, płaczę, wyję...
Nic się nie dało zrobić...
Jakie to straszne, nie, nie, nie, nie wierzę, to niemożliwe...
Jak można się tak zachować?
To naprawdę się stało???
Jak to????"

Będę tańczyć dalej, będę wyć, płakać, oddychać, trząść się...
Tak jak mam na to ochotę. Mam w dupie jak mnie widzą inni, nikogo nie ma, nikt nie patrzy.
"Co to jest, co ja wyprawiam, co to za metoda, do czego prowadzi?"
Nie obchodzi mnie to, będę się tarzać po ziemi, siedzieć na poduszce, puszczać bąki, dotykać swoich piersi i sutek. Smutek. Złość. Radość. Kość.
Przegryzę kością ciasteczko, a potem wsadzę ją sobie w pupę. Bo to jest bardzo przyjemne, a ja lubię przyjemności, potem zauważę swój ciąg myślowy i się z niego zaśmieję w głos.
Włos.
Mieszkam w mieście ciemności. Szarości wślizgującej się pod powieki i powodującej pieczenie, niekończącą się senność.
Czarna kawa o poranku wpływająca w moje ciało jak wąż Kundalini. Powodująca wibracje rozkoszy.
Mija. Miło. Mój ty kochany króliczku, robaczku, kiziumiziu, mechaty ukochany lov er. Rower.
Robert, Artur, Piotr, karaluch, katolik, kibol...
Słowa łańcuchy, racuchy, bełkot...


Otrząsam się z odpływki.
Wracam do tańca.
Wolno mi, wolno, kurwa jak bardzo wolno!!!

Wara ode mnie mamusie, tatusie, dobre ciocie, wujkowie, kochające siostrzyczki!
Nie podchodźcie bo zagryzę, wrrrr!!!!!!
To mój taniec, moje życie, moja ekspresja!
Dam sobie radę sama, a jak zechce mi się z kimś pod rękę potańczyć to sobie sama wybiorę odpowiedniego tancerza, albo on sobie mnie weźmie, bo się mnie wogóle nie będzie bał. Pokaże swoje kły, miękką złotą grzywę, silne ciało, odtańczy zachwycający taniec godowy, powali mnie na łopatki, aż oniemieję z zachwytu i rozwinę się jak dzika róża.

Ufam ciału, Sobie, Bogini Fiziumiziu, bo ona jest najzajebistrza na świecie, hahaha!

Jak ja się kocham bawić, wytarzać się brzuchem po podłodze. Zrobię kilka fikołków, a potem położę się na kanapie w dziwacznej pozycji nie namalowanej przez żadnego malarza, bo jeszcze taki szaleniec się nie narodził. Pozwolę ślinie spływać po kocu.
A potem przebiorę się za grzeczną uczennicę, bo konwenanse mnie bawią i lubię teatr.

Pojawił się spokój.
Ciepły pokój.
Biały kruk.
Kukułka
Łka

A ja nie nadążam za
Sobą


Hahahhahahahaha!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz