Maga Yoga

Maga Yoga

sobota, 23 listopada 2013

Dwa białe konie i Ciemność

Wieczór

Pokój pełen dymu szałwi, termofor na brzuchu.

Koniec utknięcia w bolesnym miejscu.
Przeprowadzam się.
Wyprowadzam.
Odblokowuję.
Odbudowuję.

Odrodziny.

Sklejam ponownie swoje ciało czarną jesienną ziemią odgrzebywaną spod opadłych liści.
Mój mały pokój gdzie mieści się tylko duże wygodne łóżko, wypełnia to co dobre: matczyna kołysanka, zapach kadzidła, oczy świętego.

Dwa białe konie, których grzywy pachną białowieskim Miejscem Mocy.

Anioł przytulił się do poduszki, przykrył zwinięte w kłębek ciało dużym skrzydłem.
Chrapie.
Nie wiedziałam, że anioły chrapią.


Miałam sen, że byłam u Ani J.
Leżąc na ziemi patrzyłyśmy na księżyc, który prześlizgiwał się po niebie pomiędzy gołymi gałęziami drzew.
Wykrzykiwałyśmy jedna przez drugą:
- Jaki ten księżyc piękny!
- Tak, niesamowity, patrz, patrz, patrz teraz!
- Wow, co z cudo!


Tydzień temu jechałam tramwajem do hotelu Intercontinental poprowadzić jogę.
Wcześniej szybki spacer z psem, wizyta na targu, kawa, zbieganie po schodach do tramwaju.
Wsiadam, zajmuję miejsce przy oknie, wklejam się w szybę.
Już są plany: sesja jogi, obiad, wyjazd do koleżanki na weekend...
I dlaczego w tym ciasno zaplanowanym dniu przydarzył mi się tak zniewalający lęk???
Dlaczego akurat wtedy, a nie w czasie sesji medytacji "kiedy to takie rzeczy powinny się przytrafiać", nie podczas rozmowy z nauczycielem, albo przynajmniej praktykującą przyjaciółką???
Nie, to się musiało stać w "totalnie nieodpowiednim miejscu", w biegu, zupełnie "bez sensu"!
Uczucie graniczące z szaleństwem, jakby cienka błona chroniącą mnie przed rozpadnięciem się, miała ochotę pęknąć.
Chociaż to w sumie nawet nie to.
Racjonalizowanie: "aha, to na pewno lęk przed śmiercią" nic nie dało, bo ciało natychmiast dało znać, że to nie o śmierć chodzi.
Bo to wogóle było spoza sfery słów, świata odbijanego w soczewce oka.
Znów ta cholerna "czerń głębsza od najczarniejszej czerni."
Panika, która się pojawiła miała w sobie coś bardzo uwodzącego, szeptała:
"Chodź Magusiu, chodź, niczego Ci nie obiecuję, ale Ty przecież sama dobrze wiesz, że to Twój Dom, że za nim tęsknisz tak mocno, że serce pęka na sam jego przybłysk. A Ty już masz odwagę, przeszłaś tyle prób. Jesteś silna."
Rzeka łez jak rajski Ganges stawia tamę.
Tradycyjnie.
Uciekam w planowanie, wysiadam z tramwaju, idę ulicą, wsiadam do windy...
Jakie to łatwe, decyzja: jeszcze nie teraz.
"Poczekam do Indii, jeszcze trochę pogram w teatrze, będę robiła rzeczy, które są do zrobienia, ale proszę Cię, Kimkolwiek Jesteś, nie rób mi więcej takich numerów, gdy jadę tramwajem i "mam tyle rzeczy do zrobienia"! Co to wogóle ma znaczyć???
W Indiach (taki mam plan!), dam sobie nieograniczoną rzekę czasu i tam niech się ze mną dzieje co chce. Mało tego-tam MA się stać COŚ, w końcu, coś znaczącego, na co ukradkiem, cichaczem, nieustannie czekam",
hahahahaha, Maga kochana! ♥


Tylko czy "ja" mam tak naprawdę coś do gadania???


Bóg mówi
przeze mnie,
przeze mnie,
przeze mnie...


Jest coś pod powierzchnią skóry co mnie tak mocno wzrusza.
Rozbraja, roztapia skorupy.
Coś co jest Ufnością.
Coś co Wie, że o cokolwiek poproszę, to to się zdarza.
Dar.
Darowizna.
Dawanie.
Serce.

Mam ochotę płakać całą noc, zamienić materac w miękką ciepłą wodę oceanu, być delfinem.

Pełnia Wolności.

Serce niezmordowanie, bije, czerwone jak ogień - Aruna

Arunachala w nocy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz