Maga Yoga

Maga Yoga

wtorek, 24 września 2013

Brama

Każde odczucie,
W swej nieograniczonej
Pełni
Jest
Bramą.


Poddać się wskazówce, którą Ten, którego najczęściej nazywamy Bogiem, niezmordowanie nam daje.
W każdej chwili 
Brama nieba stoi
Otworem.

Skąd jest w nas tak przeogromny lęk,
Który nie pozwala nam przez Nią przejść?

Wybieramy zamiast tego
Drzwi z tektury,
Lisie nory,
Pałacowe korytarze.

Skąd tak kurczowo trzymamy się rozróżnień?

KTO się boi?

Szamotanie się nic nie daje,
W końcu tracimy siłę, żywotność.
Siedzenie biernie w małych przyjemnościach
To popadanie w depresję.
Zatapianie się w mięciutkie cieplutkie bagienko,
które ma to do siebie, że nieuchronnie
stygnie
Robi się zimno i niemiło,
znowu.

Matrix

Odechciewa mi się grać w wymyśloną grę.

Zmęczona szamotaniem,
Zmulona przyjemnościami.


Iskra
Tli się
Zawsze.

Żadnych kompromisów.


Mindfulness Yoga

Sekwencja Jogi - Ceremonia
Hołd oddany Boskości Ciała.
Temu co nie ulega.
Zmianie.
Czasowi.
Myślom.

Kłanianie się:
Giętkością kręgosłupa,
Delikatnością kolan,
Szeptem płynącej krwi.

Rytm wybijany sercem,
Bum, bum, bum.
Kocham, kocham, kocham.
Jestem, jestem, jestem.
Tak, tak, tak.

Całkowite
Zawarcie
Uznanie
Przytulenie

Zatracenie się w poddaniu.
Zyskanie poprzez stratę.

C a ł k o w i t ą

Nie ma zmiłuj.

Zbyt
Miłuję
Byt

zdjęcie z Chapin Mill, 2008
...mocząc nogi w jeziorze, czując subtelne muśnięcia ciała rybek o skórę stóp...

niedziela, 22 września 2013

Wybór

Zdarzyła się:
Miękkość w ciele,
Otwarte Drzwi.

Wchodź i patrz
Zapraszam.
To twój, naprawdę TWÓJ wybór:
Możesz iść za głową:
Teoriami, ocenami, analizami...
Możesz też iść za emocją:
Gniewu, niewygody, lęku, rozkoszy...

A możesz też być Widzem bez imienia, formy, wyglądu.
Patrzeć jak nigdy nic się nie wydarzyło, nie wydarzy ani nie dzieje.
A równocześnie to wszystko jednak jest i masz prawo płakać, śmiać się, oceniać.
I mimo swej absurdalnej bezsensowności, jest pełne jasnego sensu.
Nie ma się z czego śmiać.
Pełna powaga z dziką nieposkromionością tuż pod powierzchnią skóry.

Drżenie rozkoszy gdy życie przebija się jak wulkan przez ciało.


Doświadczać cierpienia,
Bo czemu nie?

Skaczę na główkę jak pływak/szaleniec,
Do pustego basenu.
Wydawało mi się, że jest woda,
Więc z rozwianym rudym kołtunem na głowie i zezowaty spojrzeniem
Robię wielkie HOP, chuzia na juzia, jabadabaduuuuuUUUUU!

Łamię sobie kości, nabijam mega guza, wyję jak ranne zwerzę/chisteryk.
BUUUUU!
Dlaczego ja, za co, czemu, po co????
Fuck, fuck, fuck!


Co porusza tą kukłą w teatrze,
Ten skórzany worek z kośćmi, ścięgnami, krwią i różnymi takimi tam
Ukochanymi urządzonkami, śrubkami, młoteczkami, kółeczkami, kanalikami...

♥ Ciało niemoje kochane ♥

Bo
Że
Po
Mu
Ż
Mi
JUŻ
!
!
"Dziki", akwaforta, Maga Korbel

wtorek, 17 września 2013

Wierność

Wierność sobie to kontaktowanie się ze
Źródłem.
W każdej chwili
Bezczasu.
Być zieloną rośliną z bijącym sercem w
Centrum.

Czego mi potrzeba?
Co jest niewygodą gdy nie dostaję tego co chcę?
Co nie pozwala mi skontaktować sie z tym co "nieprzyjemne"?
Czym jest to niepozwalanie?
Zrelaksować się w "niepozwalaniu".
Wdech i wydech,
spokojnie leżące zwierzę o mokrym nosie i lśniącym futrze,
Miękki ciepły brzuch.

Mruuuu....

Twarde barki,
Ból w zaciśniętych szczękach,
Krótki oddech.

Miękkość odnaleziona w bólu.
Relaks w "niechcianości".

Paradoks,
Paralotnia,
Paranormalność,
Kość,
Kiść,
Kicia.


Jak dobrze, że zepsuł się tramwaj,
Że wysiedli z niego prawie wszyscy ludzie,
A pan maszynista zamknął drzwi i jest ciepło.
Stoimy na moście,
Z prawej i lewej strony przewala się ciężka rzeka pojazdów,
Pod mostem toczenie się szarej masy wody,
Z nieba mokre strumienie deszczu przecinają
Powietrze

Tramwaj i ja opieramy swoje metalowo mięsiste ciało
O tory.
Toczymy się jak gruba dżdżownica przez zmęczone miasto.
Przecinamy powietrze tworząc tunel w
Nierzeczywistości.

Jestem iskrą życia,
Kłębkiem atomów,
Orgazmem,
Ruchem,
Zmianą.

Dalej nie wiem o co w tym wszystkim chodzi.
Pozwalam się porwać szaleństwu głowy,
Zanurzam się w cierpieniu, bólu,
Po same uszy.

Poddaję się
Niezrozumieniu.
I wkurwu, który drepcze zaraz za nim
jak kurczowo uczepione spódnicy mamy
dziecko.
Under The Moon, Martine Johanna

Akwarium - grafika, Maga Korbel

poniedziałek, 9 września 2013

Kobieta w bólu i złości

Zaciskanie i tłumienie powoduje we mnie permanentne cierpienie,
Nie mogę oddychać, duszę się!
Zaciskam z całej siły pośladki i joni,
Zamknę się na seks albo będę się dużo pieprzyć niewiele czując, ukrywając się pod płaszczem "wyzwolonej seksualnie", oszukując samą siebie, że jest mi dobrze.
Robię to żeby stłumić ból, uspokoić, chociaż na chwilę, wyjące potrzeby.
Zaciskam całą twarz,
Widnieje na niej skamieniała złość,
Zamrożona rozpacz.
Mogę tak żyć, bo chodzę do najlepych lekarzy, ćwiczę jogę, chodzę na terapie, reiki, shiatsu... ale to daje tylko chwilową ulgę.
W moim zaciśniętym bolesnym ciele, znów coś pęka, psuje się, krwawi,
Znów potrzebuję naprawić, zaszyć, stłumić,
i tak w kółko...

"Co mogę zrobić, żeby Ci ulżyć?
Jak mogę Ci pomóc, najdroższy mój Skarbie, Kochanie?"

"Dotknij mnie, przytul, rozmasuj brzuch i całe obolałe ciało, nie wstydź się mnie, nie brzydź, nie bój się, zaśpiewaj pieśń, proszę..."

Robię to, mruczę, nucę, dotykam miękkiego ciepłego ciała, które pod moimi dłońmi ożywa, nabiera kolorów, pięknieje,
wypełnia się boską seksualnością...

Z miękkiego ciała rodzi się wycie, jęk, krzyk...
Powoli się rozwija, jak lament, głos Boga, pieśń niezliczonych kobiet: bitych, gwałconych, mordowanych... Poniżanych na wszelkie sposoby.
Niewyobrażalnie nieludzko...

MAM PRAWO WRZESZCZEĆ, MAM PRAWO STANĄĆ NAPRZECIWKO OPRAWCY I WYDAĆ Z SIEBIE GŁOS SPRZECIWU, WALKI, BÓLU.
MAM PRAWO ZACISNĄĆ PIĘŚCI, BIĆ Z CAŁYCH SIŁ, KOPAĆ, UCIEKAĆ, GDY NIE MA INNEGO WYJŚCIA.

MAM PRAWO BYĆ WŚCIEKŁĄ SUKĄ, MAM PRAWO BYĆ W BÓLU, HISTERII, ROZPACZY. MAM PRAWO WALCZYĆ DO OSTATNIEJ KROPLI KRWI.

MAM PRAWO STANĄĆ PO SWOJEJ STRONIE.


KOCHAĆ


Czasem miłość wygląda inaczej niż w disneyowskiej bajce, grzecznym serialu, produkcie, który nam sprzedaje społeczeństwo.

Miłość ma każdy kolor i każdy smak.
Nie ma granic ani definicji.

Jest ulotna, nieuchwytny, a jednocześnie nie ma niczego co byłoby bardziej oczywiste od Jej Istnienia.

Miłość daje miejsce w tym świecie na dokładnie wszystko.
Czy może być lepszy dowód na Jej bezwarunkowość?


Świat jest niezaprzeczalnym dowodem Jej Istnienia.





sobota, 7 września 2013

Życie na niby

Niby 
wszystko jest OK
Wygląda bardzo ładnie.
Z zewnątrz.

Jest ładny dom
(nie ma tu jednak miejsca na dobrą sztukę, nieład, spontaniczność, na brud...)
Sztuka jest umierakowanie dobra, zrozumiała, przyjemna.
Wszystko jest najwyżej w "niewielkim nieładzie", takim przyzwoitym.
Ale przeważnie wszystko jest posprzątane.
Gotowe na przyjęcie niespodziewanego gościa.
Żeby go nie zapeszyć, zawsze jest "nie do końca idealnie",
bo jestem mistrzynią skromności.

Mam ubezpieczenie, zebrane pieniądze na emeryturę.
Nie za dużo (bo za dużo przecież nie przystoi!).
Nie ma miejsca na ryzyko.
Na "nieprzemyślane zachowania"
Na szaleństwo.

Gdy ktoś z otoczenia tak robi:
Wychyla się, robi rzeczy "niegrzeczne", "seksualnie wyzywające", dzikie,
Krytykuję, oceniam, karcę.
Przewiduję "zły koniec"
Przestrzegam, udając "dobrego przyjaciela, który dobrze życzy".

Na niby 
się rozwijam.
Przepisowo chodzę na warsztaty rozwojowe.
Zgodnie z modą:
Najpierw joga, potem ustawienia hellingerowskie, tantra, mindfulness ...
Ale nigdy nie wchodzę zbyt głęboko,
tylko tyle żeby pokazać sobie i innym "ile już przerobiłam".
Radzę innym: co mają zrobić, jak pracować, jakie metody byłyby najskuteczniejsze.
Bo wszystko już wiem, "przecież tyle już przerobiłam"!

Tylko zupełnie nie wiem czemu co jakiś czas zapadam się w depresję,
Nie mogę spać,
Wciąż się za coś karcę: że jem za dużo, że przytyłam, że za mało praktykuję...
Towarzyszy mi ciągłe napięcie.

Tak trudno to ukryć, tyle mnie to kosztuje wysiłku, to tak boli!!!

Czyżbym jednak się nie zmieniała, nie rozwijała?
Tyle lat pracy, a ja wciąż jestem nieszczęśliwa???
Nie, nie, nie, to niemożliwe!
Zaraz temu wszystkiemu zaprzeczę, przecież jestem w tym mistrzynią!
Umiem udawać przed samą sobą najlepiej na świecie: jest OK, wspaniale, głowa do góry!
Najwyżej trochę sobie popłaczę, zadzwonię tam gdzie trzeba, może nawet mam wianuszek wiernych "mamusiów", "tatusiów", "terapeutów", którzy utulą, stłumią wyjące z bólu dziecko i zaciskając pośladki, pójdę kolejny dzień do pracy której nienawidzę (ale uparcie wmawiam sobie i innym, że to lubię), poćwiczę kolejny raz zestaw asan (którymi w głębi ducha rzygam i mnie niemiłosiernie nudzą), które dadzą mi chwilowy spokój i jak zwykle stłumią skutecznie emocje.
Zamienią w "jogina zombie".
Posiedzę w medytacji, gdzie będę sobie wyobrażała, że medytuję...
I znów wzmocnię w sobie przekonanie, że jestem mądrzejsza i lepsza od większości ludzi zanurzonuch po uszy w samsarze.
Bo w sumie całkiem nieźle wyglądam, mam zgrabne ciało jak na swój wiek, przyklejone uśmiech i wymedytowany aksamitny głos.

Zdradzają mnie tylko bezdennie smutne oczy pełne niewylanych łez, od wielu lat...
Oraz napięcie w głosie pełnym wyrzutu - utknięty w gardle, niewyrażany od dawna gniew, jak czarna gula, narastająca czym dłużej zatrzymywana, co jakiś czas wychądząca niekontrolowaną złością wyrzucaną na to co popadnie, co znajduje się blisko...

Czasem udaje mi się znaleźć kogoś, partnera, przyjaciółkę.
Której/któremu będę mogła się wypłakiwać do woli.
Stłumić wyjącą we mnie samotność, chociaż na chwilę, tymczasowo...

Cudowna natura współuzależnienia.
Tak często mylona z miłością!

Mój ukochany daje mi to czego sama dać sobie nie umiem.
Zapełnia dziurę nie do zapełnienia, nigdy nie do końca, bo zapełnić się jej nie da.
Daje jednak iluzję czegoś stałego, właściwego, czegoś "na co warto czekać", "po co warto żyć".
Społecznie akceptowalne relacje.
Jak z filmu, piosenki, reklamy...
Ładne, solidne, długotrwałe.
Współzależne robienie sobie dobrze:
Jedno czuje się dobrze, bo jest takie pomocne, ratujące, nareszcie się komuś przydaje, jest "niezbędne", często pracuje jako terapeuta, nauczyciel jogi, partner nie do zdarcia, wierny do grobowej deski, "idealny", doskonały katolik, czysty aniołek.
Drugie czuje sie dobrze, bo ma opiekę, karmiciela, słuchacza,
Kogoś kto ma niewyczerpaną cierpliwość, wszystko zniesie, uniesienia, zrozumie, poklepie, przytuli...

Pod spodem dzieje się gwałt,
Przemoc,
Morderstwo, 
krew płynie rwącymi strumieniami, 
Rozpaczliwe wycie z bólu...

Od lat niewysłuchiwane potrzeby,
Zgwałcone i zarżnięte czujące serce,
Stłumiona brutalnie seksualność,
Ukarana,
Spalona na stosie.
Okaleczona dusza,

Anioł bez skrzydeł.


Niech cały ten lęk,
Samotność,
Ból,
Rozpacz,
Wyleją się ze mnie szeroką rzeką w ramionach kochającej Matki.
Niech wylewają się w każdej chwili, kiedy tylko przyjdzie taka potrzeba.
Niech nie będzie we mnie ani odrobiny zaciśnięcia, zatrzymania,
gwałtu.
Niech wszelka przemoc, zauważona, naturalnie zniknie,
pęknie jak bańka mydlana, 
niegroźna, 
nieistniejąca,

wymyślona.



Jestem sobie 
Miłością,
Zrozumieniem, 
Ciszą.
Skrzydłami Anioła
których nigdy nie utraciłam.



wtorek, 3 września 2013

Pośpiech

Ciekawe zjawisko:
Robienie wszystkiego szybko,
Szybciej,
jeszcze szybciej!
Zaciśnięte szczęki, skrócony oddech, sztywny język.
Żeby zdążyć,
wcześniej niż inni,
Żeby mieć z głowy,
Za sobą,
Gonienie czasu,
czegoś co jest PO tej chwili,
Chwila następna,
Cudowne potem,
Lepsze potem,
Obiecane potem,
Słodka nagroda,
Meta,
Odpoczynek,
Osiągnięcie celu!

Co za absurd:
Bycie jak osioł z przywiązaną na wędce marchewką,
Zawsze i niezmiennie przed nosem,
Czym szybciej osiołek biegnie,
Tym szybciej marchewka ucieka.

Równoległość ruchów.

Brak logiki.
Nadzieja
Matką
Głupców,
Osłów,
Ludziów.

Duże miasto,
Udawane uprzejmości,
Niemilusi milusi ludzie.
Grzeczności,
Uprzejmości.
Słowa bez pokrycia.
Grzeczne dziewczynki
I grzeczni chłopcy.
Teatr.
Nerwowe ruchy,
Przepychanie się,
Bo ja, ja, ja
I tylko ja jestem naważnjejszy!
Ja muszę dostać,
Zaspokoić głód,
Przetrwać!
Nieważne czyim kosztem,
Nie widzę trupów pod nogami,
Nie widzę śmierdzącego bezdomnego,
Żebrzącej Cyganki,
Narkomana.
"Weź się do roboty łachudro!"
Albo wręcz przeciwnie,
Ale znaczenie to samo/równoległość ruchów:
"Och, biedaku, masz tu 10 zł, kup sobię bułkę..."

Czujemy się źle,
Dobrze,
Nic nie czujemy.
Ale pędzenie jest,
Klapki na oczach.
Nie ma świata dookoła,
Nie ma między nami połączenia.
Ja mam potrzeby i sobie je zaspokoję,
Chociażbym miał zapierdalać za marchewką do grobowej deski!


I na to wszystko jest miejsce Teraz.
I to wszystko jest absolutnie OK.
I to,
właśnie to
i tylko to
Jest
Boskością