Dojechalam do Pondicherry przedwczoraj. Znow balam sie, ze nie znajde pokoju, wyladowalam w dosc paskudnym hoteliku Mother´s Guest House, bylo pozno i nie mialm sily juz niczego szukac.
Nastepnego dnia, od rana, zaczelam poszukiwania domu, znowu...
Udalo sie, wczoraj w poludnie znalazlam pokoj, w hotelu ashramowym-Park Guest House, z pokojami wychodzacymi na ocean. Jednak az do dzisiaj musialam czekac az dostane potwierdzenie, czy moge zostac dluzej... Takie ashramowe obostrzenia-wyprobowuja osobe czy aby na pewno bedzie grzeczna i bedzie przestrzegac ich regol.
Najwyrazniej zdalam egamin.... Wszystko to powoduje, ze czuje sie tutaj troche zaszczuta, jakby ciagle mnie obserwowano (poza tym, ze na ulicach, Hindusi nadal i niestrudzenie, sie na mnie gapia, wszedzie i zawsze) i mysle, ze nie zostane tutaj dlugo, pewnie jeszcze trzy dni...
Ashram Aurobindo, ciekawy chodze to na medytacje, dzis ide na druga. Mocna energia, niesamowite miejsce. A tuz obok hinduska swiatynia Ganeshy Lakshmi-kolorowa, glosna, z zebrakami, chorymi psami i kupami na okolo. Z zywym sloniem przed wejsciem, z tabliczka z napisem Lakshmi na szyi. Troche dalej katolickie koscioly, jeden z nich pod nazwa Niepokalanego Poczecia-wielki mega kicz z obrazami przeslodzonej Matki Boskiej. Wszystko obok siebie: czarna Kali z wywalonym jezorem i klami, tlusty Ganesha, Matka Boska, zdjecia The Mother i Sri Aurobindo. Czesc Francuska z wymuskanymi kawiarenkami i hotelami, a tuz za ich progiem huk, trabienie, wyleniale psy, spiacy ludzie na uliach, kobiety w kolorowych sari...
Udalo mi sie zdobyc bilet na posilki w shramie, 3 w ciagu dnia za 20 rupii tak wyglada sniadanie:
Pondicherry okazalo sie wciaz zbierac po cyklonie, w kolo zwalone drzewa, powoli sa zbierane z ulic galezie, pnie... W zwiazku z tym coroczny International Yoga Festival zostal przesuniety na nie wiadomo kiedy. A glownie po to tu przyjechalam, ech, plany... Zeby sie pocieszyc kupilam kartke z owego festiwalu jaka tu znalazlam:
Nastepnego dnia, od rana, zaczelam poszukiwania domu, znowu...
Udalo sie, wczoraj w poludnie znalazlam pokoj, w hotelu ashramowym-Park Guest House, z pokojami wychodzacymi na ocean. Jednak az do dzisiaj musialam czekac az dostane potwierdzenie, czy moge zostac dluzej... Takie ashramowe obostrzenia-wyprobowuja osobe czy aby na pewno bedzie grzeczna i bedzie przestrzegac ich regol.
Najwyrazniej zdalam egamin.... Wszystko to powoduje, ze czuje sie tutaj troche zaszczuta, jakby ciagle mnie obserwowano (poza tym, ze na ulicach, Hindusi nadal i niestrudzenie, sie na mnie gapia, wszedzie i zawsze) i mysle, ze nie zostane tutaj dlugo, pewnie jeszcze trzy dni...
Napis przed wejsciem do nieczynnej (po cyklonie) sali do jogi medytacji:
Ashram Aurobindo, ciekawy chodze to na medytacje, dzis ide na druga. Mocna energia, niesamowite miejsce. A tuz obok hinduska swiatynia Ganeshy Lakshmi-kolorowa, glosna, z zebrakami, chorymi psami i kupami na okolo. Z zywym sloniem przed wejsciem, z tabliczka z napisem Lakshmi na szyi. Troche dalej katolickie koscioly, jeden z nich pod nazwa Niepokalanego Poczecia-wielki mega kicz z obrazami przeslodzonej Matki Boskiej. Wszystko obok siebie: czarna Kali z wywalonym jezorem i klami, tlusty Ganesha, Matka Boska, zdjecia The Mother i Sri Aurobindo. Czesc Francuska z wymuskanymi kawiarenkami i hotelami, a tuz za ich progiem huk, trabienie, wyleniale psy, spiacy ludzie na uliach, kobiety w kolorowych sari...
Udalo mi sie zdobyc bilet na posilki w shramie, 3 w ciagu dnia za 20 rupii tak wyglada sniadanie:
Pondicherry okazalo sie wciaz zbierac po cyklonie, w kolo zwalone drzewa, powoli sa zbierane z ulic galezie, pnie... W zwiazku z tym coroczny International Yoga Festival zostal przesuniety na nie wiadomo kiedy. A glownie po to tu przyjechalam, ech, plany... Zeby sie pocieszyc kupilam kartke z owego festiwalu jaka tu znalazlam:
Czas konczyc, wrocila wlascielka komputera, zaraz idziemy na medytacje do miejsca ashramowego ktore sie nazywa Playground, hmm...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz