Maga Yoga

Maga Yoga

sobota, 3 stycznia 2015

Boski Ból

Będę dla ciebie niemiły
Tylko tak troszeczkę
Badę fajny
Ale tylko do pewnego stopnia
Pomacham smakołykiem przed nosem
I jak będziesz chciała wziąć
To zaraz zabiorę,
Schowam za plecami,
Język pokażę.

A ty się będziesz na to godzić,
Bo to znasz,
Bo na lepiej (uwierzyłaś w to kiedyś), po prostu nie zasługujesz.

Taka gra, zabawa w chowanego.
Fajnie jest, co?

Będę cię walił po plecach wielkim kijem,
Skopię leżącą na ziemi,
Zgwałcę wmawiając, że to dawanie przyjemności,
A potem przytulę i będę przekonywał, że to tylko był żart...
Znajdę odpowiednie teorie, które oczyszczą mnie z wszelkiej odpowiedzialności,
Bo przecież nie ma "robiącego", "wszystko jest pustką", "nie ma winnego ani ofiary",
No przecież wiesz...

A ja będę siedziała jak oniemiała trusia, oczy coraz większe, 
Naprawdę?
Może on wie?
Nie ma Boga, nie ma Boga, nie ma Boga...
Ból tak wielki, że pokusa skoczenia z mostu staje się nagle nieodparcie intensywna,
Tak, tak, tak, skończyć z tym bólem, bo jego poziom rozerwie to ciało na strzępy...
Jak boli brak nadziei?
Jak boli zmieszanie z błotem, bezradność?
Wycie i kopanie, bez efektu, 
bo oprawca jest silniejszy.
Nigdy nie miałam szans...

Stało się, upodlenie, nieuszanowanie, 
Gwałt, przekroczenie granicy
Ból ból ból...

Będę wrzeszczeć pod mostem aż krew popłynie z gardła,
Aż zetrę struny głosowe na czerwono szary popiół,
Będę uderzała pięściami w ziemię aż wykopię nimi dół tak duży, że zwinę się w mokrej zimnej ziemi
Jak pies...
Skopana suka,
Zerżnięta,
Wrzucona do rzeki ze związanymi kończynami i z kamieniami przywiązanymi do ciała,
Za to że śmiała 
Być 
Boginią
Otworzyć 
Serce
Kwiat
Yoni...

Ukarzemy
Najokrutniej jak umiemy, żeby wymazać wszelki ślad
Wolności


Skąd to ciało wszystko to wie?
Jak to się stało, że żadne okrucieństwo,
Nie było w stanie zniszczyć tego
Piękna?

Widziałam dziś w aśramie wiadro z czerwoną wodą,
Bogini krwawi obok martwych kamiennych Bóstw,
Chowając się w wiadrze z wodą do mycia podłóg.
Nie znajdziecie jej w pokłonach, ceremoniach, 
Pustych śpiewach bez życia.
Ona jest w chorym psie bez oka,
Cichej żebraczce śpiącej koło ścieku,
Małpie kąpiącej się w strumieniu.

Liżę rany, 
Wychodzę na brzeg jeziora w którym mnie utopiono setki lat temu,
Uczę się na nowo chodzić,
Mówić,
Ufać
Sobie.

Mam duże szkliste oczy, które wiedzą.
Które widziały śmierć i narodziny niezliczoną ilość razy.
Jestem wirującą energią galaktyk wszechświata.
Wyrazem tego co niewyrażalne.

Urodziłam się Pełna
I nigdy nie umrę



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz