To będzie bajka z dawnych czasów, które zapisały się w ciele i są czasem teraźniejszym, bo ciało mówi prawdę/wyraża się tą chwilą.
Medytacja, to zaproszenie dla ciała.
A więc proszę, mów, boska istoto …
W ciele zapisał się krzyk, żałoba bez końca, ból i wstyd. I wiele innych.
(Już słyszę, jak wewnętrzny głos zaczyna się niepokoić, że schodzę w ciemne rejony, a to niedobrze, niedobrze, trzeba się na pozytywach przecież koncentrować.
Dobrze panie głosie, ja jednak pójdę i będę kontynuowała, a tobie dam marchewkę, smaczna jest, eko, mam nadzieję, że chociaż na chwilę będziesz się miał czym zająć.)
Samotna Dziewczynka od początku wiedziała wszystko. Miała jasne głębokie oczy, żywe ciało, mądrość świata. Była Buddą, Boginią, Bogiem, była wszystkim dla czego buduje się kościoły, świątynie, przed czym kłania się i kłaniało, od zawsze.
Dziewczynka nie znała nazw, podziałów, płci.
Dziecko jest przed tym wszystkim.
Z każdym kolejnym dniem, które wydawały się długie jak dekady, Dziewczynka doświadczała kolejnych dziwów.
Odkrywała, że jej naturalność przeszkadza, że niektóre emocje są niedobre, że ma płeć, i ona jest tą gorszą. Że jest brudna, nieczysta, i że powinna się wstydzić, a już na pewno usuwać się w tło, nie być widziana ani słyszana. Że powinna być miła i grzeczna, że powinna być jakaś. Dowiedziała się, że aby uzyskać coś, trzeba coś oddać …
Uczyła się, a jej małe ciało zamykało się coraz bardziej, szczęki zaciskały, milkła, stała się tak cicha, że zwierzęta podchodziły bardzo blisko, bo nie wyczuwały ani nie słyszały człowieka.
Stała się cichym drzewem w ogrodzie, samotną skałą w oddali, zamarźniętą wodą.
Oczy jednak zostały żywe i patrzyły z przerażeniem na teatr jaki się wokół niej rozgrywał. Co jakiś czas wydobywało się z niej ciche westchnienie: “a więc to tak, mój boże …” Po latach nagromadziła się tak duża ilość łez w oczodołach, że zaczęły wylewać się rwącą strugą, niekontrolowanie. Działo się to szczególnie podczas zgromadzeń rodzinnych. Jedyne co wiedziała to: “to tak boli, tak boli, tak straszliwie boli …”. Słowa jak sztylety, atmosfera jak z pola bitwy, obraz Beksińskiego.
Ciało dziewczynki pozostawało zamknięte, i było takie jeszcze wiele lat. Bo nie mogła powiedzieć tego co czuje, groziła jej śmierć, kolejny cios, a każdy mógł okazać się tym śmiertelnym. Nie było dla niej miejsca, jej prawda była wdeptywana wielkimi butami głęboko w ziemię, rozszarpywana na forum, wyśmiewana, nazywana chorobą psychiczną, histerią. Była uznawana za przyczynę wszelkiego zła, była izolowana, odrzucana, była brzydka, chora, nieudana, gorsza …
To że przeżyła, to cud, to boski cud.
Dziewczynka rosła, stawała się nastolatką, dziewczyną, kobietą …
W środku chroniła się mała przestraszona dziewczynka. Może, może kiedyś ktoś rozpozna jej prawdę, zobaczy ją. Chociaż nie miała już nadziei. Siedziała skulona w kącie.
Samotność to główna towarzyszka życia Dziewczynki. Zimna, ale przynajmniej bezpieczna. Życie jedynie udowadniało, że nie można ufać, że ludzie karmią się jej słodyczą, a potem wyrzucają w kąt. Że żyjemy w męskim świecie, a kobieta ma mniejsze prawa. Że tych praw równie zaciekle chronią mężczyżni, jak i kobiety. Że nikt nie słucha jej głosu, bo jest tym mniej znaczącym, że czuje za dużo, że mówi zbyt dosłownie. Że głos nie idący na kompromisy, jest zbyt niewygodny. Że zostanie za to ukarana, porzucona kolejny raz, zignorowana, że zostanie sama … Że jej żywa i nieskrępowana seksualność zostanie wykorzystana, że jej naturalność będzie wyśmiewana. Że jej ufność będzie nazwana naiwnością …
Że w życiu liczy się to co jaskrawe i świecące, że nikt nie ma czasu. Nie ma czasu żeby wysłuchać nawet jednego zdania do końca. Że nikt nie słucha, że wszyscy chcą …
Że żyjemy osamotnieni w wielomilionowych skupiskach, gdzie ocieramy się o siebie i popychamy w centrach handlowych, odreagowując wieczorem samotnie w domu, ocierając się i popychając o członków rodziny, tak samo nieobecnych …
Że nasze tłumione emocje co jakiś czas wybuchają jak uśpiony wulkan i ranią, niszcząc wszystko w koło …
Samotność.
Patrzę w koło żywymi zdziwionymi oczami, otwieram je coraz szerzej. Niezmiennie trudno w to uwierzyć mojej małej Dziewczynce …
“A więc to tak, mój boże …”
Jestem w miejscu zadziwienia, szoku, powolnego odtajania …
Odkrywania potrzeb, które schowałam głęboko w ziemii, w najciemniejszym zakątku puszczy. Potrzebuję czasu, żeby się do nich dokopać.
Ranię sobie ręce, odmrażam palce, trzęsę się, krzyczę, płaczę, tyle tego, ale nareszcie mogę. Mogę bo nie jestem sama, bo teraz już to wiem.
Przypomniałam sobie.
Bo zasługuję na wszystko co najlepsze. I tylko to.
Jest tak dlatego, że żyję, i to wystarczy.
Jestem wystarczająca.
Jestem
Dowodem.