Bodzię poznałam niedawno, kiedy to asystowała u Kasi Pilorz na warsztacie w Warszawie. Na przerwie chwilę rozmawiałyśmy i ku mojemy zdziwieniu okazało się, że zna nauczycielkę, która jest też jendą z moich ulubionych. Jest nią Judith Hanson Lasater. Mało tego-zna ją osobiście i u niej się szkoliła! I już wtedy wiedziałam, że Bodzia też stanie się jedną z moich ulubionych nauczycielek.
Tak się składa, że jako początkująca instruktorka jogi, wciąż poszukuję swojej drogi. Szukam od dłuższego czasu odpowiewdzi czym jest dla mnie joga i jak jej uczyć. Praktykuję też buddyzm Zen. Spotykam nauczycieli medytacji i jogi, a jak mam to szczęście, to znajduję dwa w jednym (kimś takim jest dla mnie Jurek Jagucki, który zresztą „zaraził“ Bodzię Judith H. Lasater).
Tak więc bardzo mnie ucieszyło, że Bodzia przyjedzie do Warszawy i będę mogła uczestniczyć w jej warsztacie.
Spotkaliśmy się 26 czerwca w małej sali na Żoliborzu. W skrócie: leżeliśmy przez 4 godziny w różnych asanach używając do tego licznych pomocy.
Ale, jak sama Bodzia mówi: z jednej strony to wspaniała wiadomość-nic nie robienie przez kilka godzin, z drugiej, jest to bardzo trudne. Tak jak sama medytacja-nic nie robienie nie jest rozrywką, która nam się z tym stanem często kojarzy. Nie jest to też znajdywanie wciąż nowych zabawek dla naszej głowy i tak naprawdę uciekanie przed tym co jest. Nie jest zasypianiem. Medytacja jest czymś dokładnie odwrotnym. Kiedy zaczęłam praktykę medytacji, jednym z moich pierwszych odkryć, było to, że właściwie nie żyję! Że ciągle jestem gdzie indziej niż tutaj i teraz. A czyż jest coś poza TYM? Słyszymy te słowa bardzo często, ba, nawet wielu z nas je powtarza i uczy „bycia“ innych. Ale czy nie mając samemy regularnej praktyki, potrafimy tego uczyć? I czym joga różni się od medytacji? Czy jest odzielona od niej?
Praktykę asan zaczynaliśmy od siedzącej medytacji. Poźniej Bodzia pokazała nam kilka „restorative asanas“ i trwaliśmy w każdej z nich po około 10 minut.
Po tych kilku godzinach, jak po dłuższej medytacji, czułam się lżejsza, jakby coś odpuszczało. Świat stał się wyraźniejszy. Ale też poczułam, że jestem chora, że potrzebuję się zatrzymać, że byłam dla siebie niedobra katując się toksycznymi myślami, które powodowały stres, który to przyczynił się do przeziębienia… To oczywiście moje odczucia, każdy ma inaczej i też za dażdym razem jest inaczej. Zdarza się, że czujemy się „gorzej“, ciężej, „niefajnie“… I wtedy rodzi się pytanie: Co zrobiłam/zrobiłem nie tak? Chyba coś „niezadzialało“ w tym „relaksie“?!
Jak trudno nam jest zaakceptować to co jest! Jak często NIE WIEMY tak naprawdę jak się czujemy, bo jesteśmy tak od siebie oddzieleni. Po tych chwilach, tylko i wyłącznie ze sobą, w końcu możemy się spotkać z taką/takim, jakim jesteśmy naprawdę. A czy jest to miłe czy niemiłe doświadczenie… coż bywa tak i tak… I tylko tyle, nic więcej. Bez oceny, analizowania, podejmowania jakichkolwiek działań. Czy to jest łatwe? Nie!
Podobno Judith Lasater powiedziała, że jedna Savasana dziennie mogłaby zbawić cały świat. Coś w tym jest. Bo czyż nie jest uzdrawiającym bycie dla siebie dobrym? Dawanie sobie przestrzeni, tych kilku minut dziennie tylko dla siebie? To banał, że możemy dać innym tylko tyle ile dajemy sobie samemu. Ale jakże prawdziwy!
Przekonują mnie też słowa Bodzi, że odkąd codziennie leży w relaksie, jej praktyka jogi bardzo się rozwinęła. Wiem po sobie, że kiedy jestem do czegoś zmuszana, lub też czuję najmniejszy nacisk ze strony nauczyciela (ale często też samej siebie!), moje ciało się buntuje i odmawia współpracy. Trochę przypomina mi to traumę szkolną, którą tak naprawdę ma każdy z nas gdzieś tam głęboko zakodowaną. Wierzę, że każdy jest unikalny, jedyny w swoim rodzaju i doskonały. Jeśli nie pokochamy siebie takimi jacy jesteśmy i nie będziemy iść przez życie w zgodzie ze swoją naturą, nasze ciała w końcu się zbuntują. Pewnie dlatego tak bardzo jest mi bliska praktyka Loving Kindness-Miłującej Dobroci, którą w tym warsztacie też wyczułam. Dlatego też nie zdziwiło mnie, gdy Bodzia powiedziała, że Judith praktukuje także medytację. Już teraz rozumiem dlaczego z jej książką „A Year of Living Your Yoga“ nie rozstaję się ani na chwilę. Codziennie na zajęciach jogi, które prowadzę, czytam moim joginom sentencję na dany dzień.
Dziś jest 29 czerwca. Judith pisze:
„Nauczyłam się kochać ludzi pomimo ich samych.
Nie każdy żyje tak jakbyśmy tego chcieli. Ten oczywisty fakt może stać nam na drodze do ich kochania.
Dzisiaj obserwuj tych których kochasz i zobacz ich niedoskonałości, które powodują, że są tymi szczególnymi ludźmi, których kochasz. Powiedz do siebie taką mantrę: Kocham cię pomimo ciebie; kocham siebie pomimo siebie, i uśmiechnij się.“