Od ponad tygodnia codziennie odwiedzam w szpitalu Domenic-a, który cudem uniknął śmierci. Już nie po raz pierwszy. Zdawałoby się, że dla niego życie nie ma wartości, pomimo faktu, że tak wielu ludzi go kocha i chce, by żył. Ale czy on tego chce? Tego nie wiem. Mimo swego samodestrukcyjnego zachowania, walczy jednak o nie. I, jak do tej pory, wygrywa.
Wczoraj, zupełnie nagle, zginęło w katastrofie lotniczej 96 ludzi. W tym prezydent Polski Lech Kaczyński i jego żona. Razem z nimi, elita polityczna kraju, mnóstwo znanych, publicznych osobistości, a także załoga samolotu... Wszyscy zginęli. To wydarzenie ma ogromny wpływ na nasz kraj, ale też na cały świat. W szczególny sposób go zjednoczyła. Od dwóch dni twarze ludzi wyglądją inaczej, jest ciszej... Każda śmierć jest szokiem, powoduje, że na chwilę wszystko się zatrzymuje. Ocieramy się o czarną dziurę, o pustkę. A więc jednak i tak się może stać? A więc umieramy i naprawdę nie wiemy kiedy to się stanie. A kiedy umiera w jednej chwili tylu znanych ludzi, tym większa jest nasza reakcja, rozpacz, smutek, głęboka refleksja.
Wierzę mocno, że to wydarzenie spowoduje trwałe i dobre zmiany w ludziach. Że gdzieś to poczucie jedności, to zatrzymanie, ta Obecność, zostanie z nami. Wierzę, że będziemy z większą uwagą i świadomością decydować jak wykorzystać każdą chwilę życia, która jest nam dana. Ten wielki, nieoceniony skarb.
Nie ma wątpliwości, że o Katyniu będzie pamiętać teraz ogromna ilość ludzi, że teraz twarz całego świata zwraca się w to miejsce. Do tego co się tam stało teraz, ale i 70 lat temu.
Oby efektem tej pamięci i uszanowania tych pięknych ludzi i ich tragicznego losu był zwrot ku pełni życia, z wszystkim co ono niesie.
Jutro rano znów idę odwiedzić Domenic-a. Patrzę w jego wielkie oczy, na jego wychudzone ciało. Nie rozumiem jego choroby. Może on ma dar, ten nie do udźwignięcia, przeklęty i upragniony dar, dzięki któremu dotyka się owej bezbrzeżnej pustej czarnej dziury, o której wiem, że istnieje. Czasem czuję jej potężną energię, jednak wciąż jest ona w bezpiecznej dla "mnie" odległości... On jednak nie jest w stanie udźwignąć tego co to miejsce ze sobą niesie, nie dziwię mu się. Ale i tak jestem na niego wściekła, za to co sobie robi.
Nie wiem co będzie dalej z Domenic-iem, wiem tylko, że jego oczy są nieobecne i tak naprawdę nie wiem, i nie mam na to wpływu czy znów nie zapragnie dotkąć dna.
Żyję.