Dla wielu ludzi bycie w chwili obecnej i robienie tego wszystkiego, co trzeba zrobić stoi w nieustannym konflikcie ze sobą. Ale czy naprawdę musisz wybierać pomiędzy pracą w domu i medytacją?
Jeśli praktykujesz hatha jogę, to na pewno nie jest ci obce takie doswiadczenie: Miałeś ożywczą i inspirującą praktykę, podczas której twój umysł był całkowicie skupiony na ciele i oddechu. Po skończeniu miałeś głębokie uczucie spokoju i odprężenia, które zdawałoby się przenika każdą komórkę ciała. Czujesz się skupiony, zrównoważony, w pełnym kontakcie z samym sobą. Przyrzekasz sobie, że nie pozwolisz na to, żeby to uczycie gdzieś się zapodziało podczas reszty dnia.
Ale gdzieś w połowie dnia wypełnionego pracą, jesteś przygnieciony liczbą pilnych e-maili i zbliżających się deadlinów, kompletnie gubiąc połączenie i opanowanie, które wcześniej miałeś. A co jest jeszcze bardziej niepokojące, nie masz pojęcia, jak powrócić do poprzedniego stanu. To tak jakby zamknęły się drzwi prowadzące na głębszy poziom, do miejsca zbalansowania i przepływu, i zupełnie nie wiesz, jak otworzyć je ponownie. Pod koniec dnia jesteś wyczerpany i zestresowany, i nie możesz się doczekać powrotu do domu, na swoją matę do jogi.
Oczywiście nie musisz być joginem, aby być zaznajomionym z tym terenem. Być może odnajdujesz swoje połączenie z Byciem poprzez tai chi albo bieganie, spacery w otoczeniu przyrody albo zabawy z dziećmi. Jakiekolwiek byłoby to zajęcie, wkraczasz dzięki niemu w przestrzeń, gdzie czujesz się zrównoważony, otwarty, zrelaksowany i uważny. W trakcie robienia tego czegoś jest poczucie radości, spełnienia i zestrojenia z głębszym nurtem bycia żywym. Ale jak tylko znajdziesz się za kierownicą swojego samochodu albo usiądziesz przed komputerem, napinasz barki, wstrzymujesz oddech, zwiększasz szybkość i tracisz kontakt z samym sobą. Zastanawiasz się, co się stało. Jak zgubiłem swoją równowagę? Co zrobiłem nie tak?
Tygiel Dnia Codziennego
Jako nauczyciel Zen i psychoterapeuta pracowałem z setkami osób praktykujących medytację, joginami i ludźmi poszukującymi innych dróg duchowych, których dręczył ten problem. Czytali najnowsze książki, wysłuchiwali nauk, brali udział w warsztatach, pilnie praktykowali różne techniki i ślubowali, że będą wdrażać je w życie. Mimo to wciąż wpadali w swoje nawykowe zachowania: przepełniania swojego harmonogramu, spieszenie się, aby nadążyć za swoimi urządzeniami mechanicznymi, kompletnie zapominając o tym, żeby się zatrzymać, oddychać i być obecnym. Zamiast wnoszenia w tygiel dnia codziennego tego, czego nauczyli się na poduszce do medytacji albo na macie do jogi, gubią swoją równowagę, wciąż na powrót stając się nieświadomymi.
Nie ma wątpliwości, że żyjemy czasach ulegających niezwykłym zmianom. Pracujemy dłużej, mamy mniej wakacji, czujemy się bardziej zabiegani i zestresowani niż kiedykolwiek wcześniej. W tym samym czasie nasze życia zmieniają się gwałtowniej i mniej możemy polegać na utrzymaniu tej samej pracy lub partnera przez całe życie-lub nawet przez najbliższych kilka lat. W rezultacie jesteśmy co chwila konfrontowani z podstawowymi wyborami życiowymi, co wydaje się zagrażać naszemu fizycznemu przetrwaniu i wymaga spędzania więcej czasu w naszych głowach, gdzie oceniamy i podejmujemy decyzje. „Nasze czasy są niezwykle skomplikowane“ mówi psycholog Joan Borysenko, autorka „Inner Peace for Busy People“ (Hay House, 2001), „jesteśmy bombardowani wyborami, na równi znaczącymi jak i błahymi, które wymagają dużego zangażowania i energii.“
Nie tylko nasze życia płyną szybciej, ale także brak im przepływu, który charakteryzował prostsze czasy, kiedy to obliczane rytmy natury i pracy fizycznej modelowały podstawową równowagę pomiędzy byciem i robieniem. W tych czasach jesteśmy błyskawicznie przeciągani od jednej ważnej nowości do drugiej, od telefonu komórkowego do e-maila, Palm Pilot-a do pager-a, zmuszani do przerabiania naszych analogowych ciał na potrzeby wieku cyfrowego. „Niekończący się przepływ informacji oddziałuje na nas i utrzymuje w stanie ciągłego fizjologicznego podniecenia“ mówi Borysenko.
Biorąc pod uwagę bezprecedensowe potrzeby postmodernistycznego życia, być może oczekujemy po prostu zbyt wiele od siebie samych. Bez pomocnych struktur duchowych komun takich jak klasztory i aśramy, w świeckim świecie, który zdaje się szaleńczo wirować, tracąc równowagę, czy jest naprawdę możliwe pozostanie przez cały czas połączonym z Byciem, w trakcie kiedy odnosimy materialny sukces, dbamy o zdrowie ciała, i mamy spełniony związek? „W naszych czasach jest nowe nie to, że mamy problem ze znalezieniem równowagi, ale to że tak wielu ludzi, którzy nie żyją w klasztorach, ale przebudzili się w duchowej przestrzeni, nie wie, jak znaleźć na to miejsce w swoim życiu“ obserwuje buddyjski psychiatra Mark Epstein, autor „Going on Being“ (Broadway Books, 2001).
Z pewnością regularne medytacje i warsztaty mogą pomóc. Kiedy pogłębiamy i rozszerzamy swoją świadomość, jest nam łatwiej zauważyć, kiedy gubimy się w naszych staraniach i chętniej na nowo skontaktować się z chwilą obecną. Ale intensywna praktyka niekoniecznie jest lekiem na wszystko. W rzeczy samej obserwowałem wielu pacjentów, przyjacół i znajomych zmagających się z przejściem od warsztatu do życia dnia codziennego. „Po moim pierwszym odosobnieniu vipassana w 1980 widziałam potwierdzony sposób na zwolnienie tempa i zrelaksowanie“ mówi Anna Douglas, założycielka i nauczycielka w Spirit Rock Meditation Center w Woodacre, Kalifornia. „Dostałam pozwolenie na poruszanie się w rytmie życia. Następnie wkroczyłam w fazę starania się, aby moje życie wyglądało tak cały czas. Pozbyłam się swojego dobytku, stałam się uzależniona od warsztatów-odosobnień i byłam przerażona powrotami do życia.“ Jednak kiedy jej praktyka dojrzewała, Douglas zauważyła, że odczuwa potrzebę zintegrowania życia z odosobnień z życiem codziennym. „Medytacja uczy nas wartości bycia, ale musimy wnieść tę jakość bycia do naszego świata robienia.“
Ostateczne Zapominanie
Głębsze pytanie brzmi: Co staje nam na przeszkodzie? W pamiętnej wymianie z moim nauczycielem, Jeanem Kleinem, mistrzem jogi Advaita i Kashmiri, zapytałem go, czy jest możliwe pozostanie w łączności z chwilą obecną nawet w najtrudniejszych życiowych sytuacjach. Zachęcił mnie, żebym dostrzegł, że jestem w pułapce świata duchowych konceptów oraz, żebym zauważył chwile, kiedy było obecne odczucie oddzielnego ja. Przestało do mnie docierać,to, co mówił. „Tak“, odpowiedziałem w końcu, „wiem, o czym mówisz. Mimo to jakoś ciągle zapominam.“ „Ach, zapominanie“, odpowiedział z wiedzącym uśmiechem na ustach. „Ostateczne zapominanie“.
Pomimo najszczerszych intencji, w naszej codziennej pracy zdają się działać potężne siły, które nakłaniają nas do tego „ostatecznego zapominania“ i sabotują szczere próby kreowania wewnętrznej równowagi i spokoju. Z moich doświadczeń z pacjentami, przyjaciółmi oraz na podstawie mojego własnego doświadczenia wynikającego z praktyki duchowej, podaję listę najbardziej wpływowych sił, które stoją nam na drodze do spokoju:
Nasza samoocena jest związana z naszymi osiągnięciami. Jako dzieci jesteśmy pytani przez dobrze nam życzących członków rodziny: „Kim chcesz być, kiedy dorośniesz?“. Jako dorośli, gdy spotykamy kogoś po raz pierwszy, pytamy przede wszystkim: „Czym się zajmujesz?“. Przekaz jest prosty: nasza wartość jest określana na podstawie tego, co wnosimy, a nie tego, kim naprawdę jesteśmy. W związku z tym, że każdy z nas chce być kochany i doceniany, wytwarza się potężny impuls, aby pracować ciężej i szybciej, a jednocześnie nie ma prawie żadnej zachęty do zwolnienia, robienia mniej i cieszenia się z życia bardziej. To wszystko jeszcze bardziej dzieli już i tak mocno rozczłonkowane życia i osusza ze spontaniczności. „Jeśli zaplanujemy zbyt wiele, nawet jeśli będą to wspaniałe rzeczy, zabiorą one radość z życia.“, mówi Douglas.
Jesteśmy napędzani przez bezlitosnego wewnętrznego krytyka. Większość z nas, jeśli nie wszyscy, zdobyła głęboko zakorzeniony zestaw przekonań o obowiązkach, perfekcjonizmie i odpowiedzialności, które były przekazywane z pokolenia na pokolenie. „W naszej kulturze istnieje nieufność do bycia“, mówi Douglas. „Nasza purytańska etyka uczy nas, żeby być produktywnym i odpowiedzialnym. Naszą misją w życiu jest zdobywanie, realizowanie, odnoszenie sukcesu.“ Uczą nas, że jesteśmy nieodpowiedni tacy, jacy jesteśmy, i musimy się ulepszać, a nauki duchowe mogą jedynie pogorszyć tę niską samoocenę poprzez nieustępliwe zachęcanie nas do porównywania siebie (niekorzystnie, oczywiście) do niektórych wzniosłych ideałów duchowych: Jak to, nie potrafisz zatrzymać swoich myśli siłą woli albo utrzymać się w staniu na głowie przez 5 minut, albo odczuwać współczucie w każdej sytuacji? Przez to właśnie, że nasz duchowy ktytyk ma najlepsze intencje, jest wyjątkowo zdradziecki; podczas gdy popycha nas do bycia przykładnym medytującym lub joginem, może odciąć nas od wrodzonego ideału bycia, który jest zawsze dostępny.
Boimy się utraty kontroli. Gdybyśmy tylko zwolnili do bardziej zrównoważonego tempa i wykorzystali czas na cieszenie się z życia, co mogłoby się stać? Czy zrobilibyśmy cokolwiek? Czy byśmy przetrwali? Budzi w nas przerażenie utrata tego, co trzymamy i niekontrolowany upadek w niewyobrażalną otchłań, walczymy, nakładając nasz porządek dnia w codziennym życiu, oddalając się tym samym od naturalnego, wciąż zmieniającego się i nieprzewidywalnego przepływu bycia. Tak jak Ardżuna na polu bitwy, kiedy to bóg Kriszna odkrywa jego wspaniałość w Bhagawad Gicie, umysł jest dziedzicznie przerażony Byciem, ponieważ reprezentuje ono tajemniczy i niezbadany teren. Faktycznie, zadaniem umysłu jest stawianie oporu temu co nieznane i tworzenie fałszywego poczucia bezpieczeństwa, skonstruowanego na podstawie wierzeń i tożsamości zaprojektowanych po to, żeby chronić nas od bezpodstawności i nietrwałości, jakie przynosi zmienność. Jednak, tak jak uczą nas wielkie duchowe tradycje, nasza prawdziwa natura jest znacznie bardziej bogata i złożona niż to, co jest w stanie ogarnąć umysł.
Brak nam siły woli, żeby pozostać obecnym. Mimo powtarzanych ślubowań, że postaramy się zachować równowagę w każdej sytuacji, nasza lojalność jest podzielona pomiędzy aspiracjami duchowymi i przelotnymi ekscytującymi uczuciamu satysfakcji, uczucia dokonania i zdobycia czegoś. „Dlaczego pozwalamy się wybić z naszego centrum? Być może brak nam oddania się całym sercem drodze lub nauczycielowi,“ sugeruje John Friend, założyciel Anusara Yoga. „Kiedy miałem takie suche okresy w praktyce, odkrywałem, że straciłem kontakt z oddaniem się mojemu nauczycielowi albo miłości do swojej drogi. Kiedy na nowo ofiarowuję się z pasją, czuję się odmłodzony i badziej zmotywowany do pozostania w połączeniu.“ Często powtarzany slogan w buddyźmie tybetańskim przywołuje spostrzeżenia Frienda: „ Wszystko porusza się na czubku twojej motywacji“. Ale motywacja nie jest jakąś jakością, która może być kultywowana-pochodzi ona z głębi środka, z cierpienia lub desperacji, z tego, co Tybetańczycy nazywają bodhichitta (szczere życzenie szczęścia wszystkim istotom), z ufności naszym nauczycielom i głębokiego pragnienia przebudzenia się i wolności. O ile nie będziemy powtarzać pytania: „Jakie są dla mnie priorytety w tej chwili?“, będziemy mieli tendencje do popadania w stare nieuświadomione nawyki.
Nie rozpoznajemy bycia w robieniu. Ludzie często mylą bycie ze znanym doświadczeniem, które mieli w trakcie medytacji albo praktyki jogi, takim jak spokój, relaksacja albo przyjemny przepływ energii. Następnie próbują „na nowo połączyć się z byciem“ poprzez przewrócenie tego uczucia. Ale uczucie ma denerwujący zwyczaj przychodzenia i odchodzenia i opierania się naszym próbom kontroli albo powtarzania go. Bycie jest znacznie bardziej bezpośrednie-to przerwa między myślami, przestrzeń, w której wszystko przychodzi i odchodzi, bezruch będący podstawą każdej aktywności, świadomość, która patrzy naszymi oczami w tej chwili. Jest to doświadczenie momentalne, niemniej jednak umyka ono naszym staraniom „stania się“ albo konceptualnego uchwycenia-i jest tak subtelne i bez wszelkiej zawartości, że umysł może je przeoczyć. Jednak jeśli otworzymy się na swoje doświadczenie takie, jakim jest, możemy zestroić się z byciem. Paradoksalnie często, ale nie zawsze, to proste zestrojenie, pozwala narodzić się tym właśnie doświadczeniom, które staraliśmy się odtworzyć na początku.
Jesteśmy uzależnieni-od szybkości, osiągnięć, konsumowania, adrenaliny wywoływanej pod wpływem stresu i, w najbardziej podstępny sposób, od swoich umysłów. W sercu naszego oporu na bycie-a w rzeczywistości, w sercu naszego pośpiechu i stresu-jest nieprzerwane paplanie „małpiego umysłu“, który jest opętany przeszłością i przyszłością, stratą i zdobywaniem, przyjemnością i bólem. Umysł przeraźliwie boi się chwili obecnej, w której nieuchronnie urzeczywistnia się bycie. Tak naprawę to umysł daje robieniu złą opinię, bo właśnie przywiązanie i walka powodują, że wiele form robienia staje się tak nieprzyjemne. Ten kompulsywny umysł buduje poczucie oddzielnego ja, często zwanym ego, które jest uwięzione w świecie psychologicznego czasu, otoczone przez inne oddzielne ja, którę walczą o przetrwanie. Ono z kolei stwarza duchowe poszukiwania i inne sposoby na samodoskonalenie się, usiłując uciec z pułapki, które samo dla siebie stworzyło. Jedyny sposób na pozbycie się uzależnienia od umysłu i tego co stworzył, jak radzi Eckhart Tolle w „Potędze teraźniejszości“, jest przebudzenie się do naszej prawdziwej natury poprzez coś znacznie większego-bycie tym, naszą prawdziwą naturą.
Brama do Bycia
Z najwyższej duchowej perspektywy, nigdy nie możemy sracić kontaktu z byciem. Tak naprawdę, to oddzielenie pomiędzy byciem i robieniem jest tylko jeszcze jednym produktem umysłu. Niezależnie od tego, jak bardzo staramy się osiągnąć bezruch, robienie zawsze się wydarza: serce bije, płuca oddychają, narządy wewnętrzne pracują, powieki mrugają. Według Bhagawad Gity: „Na koniec, każda próba bycia, cokolwiek by to miało znaczyć, jest jedynie kolejną formą robienia.“
Tak więc pytanie nie brzmi: „jesteśmy robieniem czy byciem?“, ale raczej „jak odnosimy się do swoich poczynań? Czy identyfikujemy się z robiącym, oddzielną jednostką, która walczy, aby osiągnąć i przetrwać, lub też pozostajemy nieprzywiązani do owoców naszych działań, tak jak Gita i inne święte księgi zalecają, i identyfikujemy się z obserwatorem albo świadkiem wyjawiającego się życia?
„Możesz się nauczyć bycia i robienia w tym samym czasie“, zauważa Rodney Yee, współautor Yoga: The Poetry of the Body (St. Martin's Press, 2002) i dyrektor Piedmont Yoga Studio w Oakland w Kaliforni. „Jeśli płyniesz w dół rzeki, jesteś jedynie byciem, a jednocześnie poruszasz się w dół. Chwila obecna taka właśnie jest. Jeśli skoncentrujesz swoją uwagę na chwilę, jesteś całkowicie obecny, a jednak nie jest to nieruchome ani niezmienne. Spokój jest stanem umysłu, który obserwuje chwilę".
Niemniej jednak, dopóki nie doświadczymy tego spokoju - a tak naprawdę nie jest to doświadczenie ani stan umysłu, ale głębsze wyciszenie bycia, które tkwi u podstaw i przenika każde doświadczenie - nie możemy uzmysłowić sobie zjednoczenia robienia i bycia, które opisują wielkie duchowe teksty. Gdzie odkrywamy ten spokój? W bezczasowej chwili, wiecznym Teraz, wolnym od konceptualnych powłok przeszłości i przyszłości. Tak jak przypominają nam święte księgi: czas jest jedynie tworem umysłu i istnieje jedynie Teraz. Kiedy przebudzimy się do naszej tożsamości z bezczasową przestrzenią, problem z odnaleziem równowagi między robieniem i byciem odpada tak samo jak poczucie oddzielnego ja, a wszystko co zostaje, jest po prostu urzeczywstniającym się życiem.
To może brzmieć jak wzniosły, nieosiągalny stan. A jednak, tak samo medytacja jak i hatha joga, jeśli są praktykowane bez wysiłku i walki, mogą być żywą bramą do Teraz. „Praktyka asan jest bezustannym udoskonalaniem pozostawania obecnym z umysłem, tak że czas sie zatrzymuje“, mówi Yee. „Kiedy po prostu jesteś, gubisz aspekt czasu, ale nie gubisz ruchu. Kiedy umysł pozostaje niezachwiany w chwili obecnej, nie ma czasu.“
W Zen odpowiednikim zbliżania się do medytacji jest tzw. „po prostu siedzenie“. Nie ma prób osiągnięcia jakiegoś określonego stanu umysłu, nawet satori, jedynie stabilna obecność w Teraz. Oczywiście ta praktyka nie powinna być ograniczona do poduszki do medytacji: W codziennym życiu potrzeba formy do „tylko chodzenia“, „tylko jedzenia“, „tylko prowadzenia samochodu“. Innymi słowy, zupełna asymilacja w każdej aktywności, bez oddzielenia.
Ostatecznie, poszukiwanie rownowagi okazuje się niestosowne, gdy tylko odkryjemy, że rzeczywistość jest ze swojej natury jednolita, jest nierozdzielnym związkiem dwóch - tańcem Sziwy i Szakti, punktem spotkania świadomości oraz przejawiania się jej, absolutu i względności, bezczasowości i czasu oraz ograniczeń z nim związanych. "Dla mnie bycie i robienie uzupełniają się i pochodzą z tej samej energii, tej samej uniwersalnej obecności", mówi Friend. „Na najwyższym poziomie świadomość przestronna, niezmierna, świetlana i całkowicie wolna. Na takim gruncie bycia wszystko się budzi: rzeczywistość materialna, myśl, emocja, działanie."
Chociaż może się nam wydawać, że tracimy w kółko równowagę, nasze poszukiwania się zakończą, kiedy przebudzimy się i wejdziemy w głębszy wymiar. Jest to największy wgląd, jakiego uczą wielcy mistrzowie i mędrcy każdej duchowej tradycji. „Powodem dla którego wszystko wygląda pięknie jest to, że brak w tym równowagi, ale tło wszystkiego jest zawsze w perfekcyjnej harmonii“, obserwuje mistrz Zen Shunryu Suzuki w klasycznej książce zawierającej jego mowy: Zen Mind, Beginner's Mind (Weatherhill, 1997). „Właśnie w ten sposób wszystko istnieje w sferze natury Buddy, gubiąc swoją równowagę wbrew perfekcyjnej równowadze tła.“
Stephan Bodian jest osobistym trenerem, nauczycielem Dharmy w tradycji Zen i autorem kilkunastu książek, w tym Meditation For Dummies (Hungry Minds, Inc., 1999).
Tłumaczenie: Maga Korbel
Korekta: Magda Koziej