Maga Yoga

Maga Yoga

wtorek, 7 grudnia 2010

joga w grudniu


ŻÓŁTY CESARZ
sklep ze zdrową żywnością

ul. Nowolipie 25 

zapisy: 607-494-787


PONIEDZIAŁEK
18.30-19.45  grupa początkująca  (wolne miejsca!)
20.00-21.15 grupa średniozaawansowana (wolne miejsca!)

ŚRODA
18.30-19.45  grupa początkująca  (wolne miejsca!)
20.00-21.15 grupa średniozaawansowana 
(wolne miejsca!)

poniedziałek, 8 listopada 2010

joga w listopadzie


ŻÓŁTY CESARZ
sklep ze zdrową żywnością

ul. Nowolipie 25 
Warszawa

zapisy: 607-494-787







PONIEDZIAŁEK
18.30-19.45  grupa początkująca  (wolne miejsca!)
20.00-21.15 grupa średniozaawansowana

ŚRODA
18.30-19.45  grupa początkująca  (wolne miejsca!)
20.00-21.15 grupa średniozaawansowana


poniedziałek, 27 września 2010

joga w październiku


ŻÓŁTY CESARZ
sklep ze zdrową żywnością

ul. Nowolipie 25 

zapisy: 607-494-787


PONIEDZIAŁEK
18.30-19.45  grupa początkująca  (wolne miejsca!)
20.00-21.15 grupa średniozaawansowana

ŚRODA
18.30-19.45  grupa początkująca  (wolne miejsca!)
20.00-21.15 grupa średniozaawansowana


poniedziałek, 23 sierpnia 2010

medytacja-praktyka uważności

Zapraszam na medytacje w każdy wtorek i czwartek od 7.30 do 8.30 (dwie rundy po 25 minut z przerwą na 10-cio minutową medytację chodzoną) w szkole jogi Yogamudra na ul. Śniadeckich 17, Warszawa.
Zajęcia są nieodpłatne. 




Poranki z praktyką uważności (medytacją) mogą być świetnym początkiem dnia, mogą pomóc w doświadczaniu chwili obecnej oraz pełnemu i świadomemu przeżywaniu zmian w naszym życiu.


Poprzez osadzenie się i wniknięcie w nasz umysł, jesteśmy w stanie dowiedzieć się kim w rzeczywistości jesteśmy, poza myślami, etykietami i systemami wierzeń. 


Potrzeba do tego jedynie łagodności dla siebie, dyscypliny, uwagi i cierpliwości.


Zapraszam :)


W razie dodatkowych pytań, pisz lub dzwoń na:
maga.korbel@gmail.com
tel: 607-494-787

wtorek, 29 czerwca 2010

Relax and Renew: Restful Yoga for Stressful Times-warsztat z Bodzią Matulaniec wg Judith H. Lasater


       Bodzię poznałam niedawno, kiedy to asystowała u Kasi Pilorz na warsztacie w Warszawie. Na przerwie chwilę rozmawiałyśmy i ku mojemy zdziwieniu okazało się, że zna nauczycielkę, która jest też jendą z moich ulubionych. Jest nią Judith Hanson Lasater. Mało tego-zna ją osobiście i u niej się szkoliła! I już wtedy wiedziałam, że Bodzia też stanie się jedną z moich ulubionych nauczycielek.

      Tak się składa, że jako początkująca instruktorka jogi, wciąż poszukuję swojej drogi. Szukam od dłuższego czasu odpowiewdzi czym jest dla mnie joga i jak jej uczyć. Praktykuję też buddyzm Zen. Spotykam nauczycieli medytacji i jogi, a jak mam to szczęście, to znajduję dwa w jednym (kimś takim jest dla mnie Jurek Jagucki, który zresztą „zaraził“ Bodzię Judith H. Lasater).
Tak więc bardzo mnie ucieszyło, że Bodzia przyjedzie do Warszawy i będę mogła uczestniczyć w jej warsztacie.

Spotkaliśmy się 26 czerwca w małej sali na Żoliborzu. W skrócie: leżeliśmy przez 4 godziny w różnych asanach używając do tego licznych pomocy.
Ale, jak sama Bodzia mówi: z jednej strony to wspaniała wiadomość-nic nie robienie przez kilka godzin, z drugiej, jest to bardzo trudne. Tak jak sama medytacja-nic nie robienie nie jest rozrywką, która nam się z tym stanem często kojarzy. Nie jest to też znajdywanie wciąż nowych zabawek dla naszej głowy i tak naprawdę uciekanie przed tym co jest. Nie jest zasypianiem. Medytacja jest czymś dokładnie odwrotnym. Kiedy zaczęłam praktykę medytacji, jednym z moich pierwszych odkryć, było to, że właściwie nie żyję! Że ciągle jestem gdzie indziej niż tutaj i teraz. A czyż jest coś poza TYM? Słyszymy te słowa bardzo często, ba, nawet wielu z nas je powtarza i uczy „bycia“ innych. Ale czy nie mając samemy regularnej praktyki, potrafimy tego uczyć? I czym joga różni się od medytacji? Czy jest odzielona od niej?

Praktykę asan zaczynaliśmy od siedzącej medytacji. Poźniej Bodzia pokazała nam kilka „restorative asanas“ i trwaliśmy w każdej z nich po około 10 minut.
Po tych kilku godzinach, jak po dłuższej medytacji, czułam się lżejsza, jakby coś odpuszczało. Świat stał się wyraźniejszy. Ale też poczułam, że jestem chora, że potrzebuję się zatrzymać, że byłam dla siebie niedobra katując się toksycznymi myślami, które powodowały stres, który to przyczynił się do przeziębienia… To oczywiście moje odczucia, każdy ma inaczej i też za dażdym razem jest inaczej. Zdarza się, że czujemy się „gorzej“, ciężej, „niefajnie“… I wtedy rodzi się pytanie: Co zrobiłam/zrobiłem nie tak? Chyba coś „niezadzialało“ w tym „relaksie“?!
Jak trudno nam jest zaakceptować to co jest! Jak często NIE WIEMY tak naprawdę jak się czujemy, bo jesteśmy tak od siebie oddzieleni. Po tych chwilach, tylko i wyłącznie ze sobą, w końcu możemy się spotkać z taką/takim, jakim jesteśmy naprawdę. A czy jest to miłe czy niemiłe doświadczenie… coż bywa tak i tak… I tylko tyle, nic więcej. Bez oceny, analizowania, podejmowania jakichkolwiek działań. Czy to jest łatwe? Nie!

Podobno Judith Lasater powiedziała, że jedna Savasana dziennie mogłaby zbawić cały świat. Coś w tym jest. Bo czyż nie jest uzdrawiającym bycie dla siebie dobrym? Dawanie sobie przestrzeni, tych kilku minut dziennie tylko dla siebie? To banał, że możemy dać innym tylko tyle ile dajemy sobie samemu. Ale jakże prawdziwy!
Przekonują mnie też słowa Bodzi, że odkąd codziennie leży w relaksie, jej praktyka jogi bardzo się rozwinęła. Wiem po sobie, że kiedy jestem do czegoś zmuszana, lub też czuję najmniejszy nacisk ze strony nauczyciela (ale często też samej siebie!), moje ciało się buntuje i odmawia współpracy. Trochę przypomina mi to traumę szkolną, którą tak naprawdę ma każdy z nas gdzieś tam głęboko zakodowaną. Wierzę, że każdy jest unikalny, jedyny w swoim rodzaju i doskonały. Jeśli nie pokochamy siebie takimi jacy jesteśmy i nie będziemy iść przez życie w zgodzie ze swoją naturą, nasze ciała w końcu się zbuntują. Pewnie dlatego tak bardzo jest mi bliska praktyka Loving Kindness-Miłującej Dobroci, którą w tym warsztacie też wyczułam. Dlatego też nie zdziwiło mnie, gdy Bodzia powiedziała, że Judith praktukuje także medytację. Już teraz rozumiem dlaczego z jej książką „A Year of Living Your Yoga“ nie rozstaję się ani na chwilę. Codziennie na zajęciach jogi, które prowadzę, czytam moim joginom sentencję na dany dzień.

Dziś jest 29 czerwca. Judith pisze:

„Nauczyłam się kochać ludzi pomimo ich samych.
Nie każdy żyje tak jakbyśmy tego chcieli. Ten oczywisty fakt może stać nam na drodze do ich kochania.
Dzisiaj obserwuj tych których kochasz i zobacz ich niedoskonałości, które powodują, że są tymi szczególnymi ludźmi, których kochasz. 
Powiedz do siebie taką mantrę: Kocham cię pomimo ciebie; kocham siebie pomimo siebie, i uśmiechnij się.“ 

poniedziałek, 7 czerwca 2010

joga w CZERWCU

ŻÓŁTY CESARZ
sklep ze zdrową żywnością
ul. Nowolipie 25 telefon: 607-494-787


poniedziałek-20.00 
czwartek-20.00


UWAGA! 
Szukamy miejsca na Saskiej Kępie na zajęcia jogi dla około pięciu osób.
Jeśli masz jakiś pomysł, to proszę zadzwoń na nr: 607-494-787

poniedziałek, 10 maja 2010

joga na MAJ

ŻÓŁTY CESARZ
ul. Nowolipie 25, Muranów
tel: 607494787
poniedziałek-20.00 i czwartek-20.00

niedziela, 11 kwietnia 2010

życie, śmierć, życie...

Od ponad tygodnia codziennie odwiedzam w szpitalu Domenic-a, który cudem uniknął śmierci. Już nie po raz pierwszy. Zdawałoby się, że dla niego życie nie ma wartości, pomimo faktu, że tak wielu ludzi go kocha i chce, by żył. Ale czy on tego chce? Tego nie wiem. Mimo swego samodestrukcyjnego zachowania, walczy jednak o nie. I, jak do tej pory, wygrywa.


Wczoraj, zupełnie nagle, zginęło w katastrofie lotniczej 96 ludzi. W tym prezydent Polski Lech Kaczyński i jego żona. Razem z nimi, elita polityczna kraju, mnóstwo znanych, publicznych osobistości, a także załoga samolotu... Wszyscy zginęli. To wydarzenie ma ogromny wpływ na nasz kraj, ale też na cały świat. W szczególny sposób go zjednoczyła. Od dwóch dni twarze ludzi wyglądją inaczej, jest ciszej... Każda śmierć jest szokiem, powoduje, że na chwilę wszystko się zatrzymuje. Ocieramy się o czarną dziurę, o pustkę. A więc jednak i tak się może stać? A więc umieramy i naprawdę nie wiemy kiedy to się stanie. A kiedy umiera w jednej chwili tylu znanych ludzi, tym większa jest nasza reakcja, rozpacz, smutek, głęboka refleksja.


Wierzę mocno, że to wydarzenie spowoduje trwałe i dobre zmiany w ludziach. Że gdzieś to poczucie jedności, to zatrzymanie, ta Obecność, zostanie z nami. Wierzę, że będziemy z większą uwagą i świadomością decydować jak wykorzystać każdą chwilę życia, która jest nam dana. Ten wielki, nieoceniony skarb.
Nie ma wątpliwości, że o Katyniu będzie pamiętać teraz ogromna ilość ludzi, że teraz twarz całego świata zwraca się w to miejsce. Do tego co się tam stało teraz, ale i 70 lat temu. 
Oby efektem tej pamięci i uszanowania tych pięknych ludzi i ich tragicznego losu był zwrot ku pełni życia, z wszystkim co ono niesie.


Jutro rano znów idę odwiedzić Domenic-a. Patrzę w jego wielkie oczy, na jego wychudzone ciało. Nie rozumiem jego choroby. Może on ma dar, ten nie do udźwignięcia, przeklęty i upragniony dar, dzięki któremu dotyka się owej bezbrzeżnej pustej czarnej dziury, o której wiem, że istnieje. Czasem czuję jej potężną energię, jednak wciąż jest ona w bezpiecznej dla "mnie" odległości... On jednak nie jest w stanie udźwignąć tego co to miejsce ze sobą niesie, nie dziwię mu się. Ale i tak jestem na niego wściekła, za to co sobie robi.


Nie wiem co będzie dalej z Domenic-iem, wiem tylko, że jego oczy są nieobecne i tak naprawdę nie wiem, i nie mam na to wpływu czy znów nie zapragnie dotkąć dna.


Żyję.

środa, 24 marca 2010

z podręcznika

Zapisałam się na kurs nauczycielski MBSR/MBCT, czyli w skrócie terapia oparta na uważności, której to pomysłodawcą jest Jon Kabat-Zinn. Zaczynamy w kwietniu, a na razie mamy za zadanie przeczytanie książki Kabat-Zinna "Życie piękna katastrofa". Jest tam też rozdział poświęcony jodze. I nie mogłam się powstrzymać od zacytawania jej fragmentu-tak dużo w tym tego czego szukam w jodze, co jest jej esencją, co chciałabym przekazywać na moich zajęciach! 
Swoją drogą to ciekawe, że ostatnio moimi nauczycielami często nie są wcale instruktorzy jogi B.K.S. Iyengara, ale ludzie niekoniecznie z nią związani, czasem nawet nie ćwiczący jej wcale, za to, jak dla mnie, prawdziwi jogni.
Ale do rzeczy, oto ten fragment, którym chciałam się z Wami podzielić:


"(...)Ćwiczymy jogę z tym samym nastawieniem, z jakim ćwiczymy medytację. Robimy to nie siląc się i nie zmuszając do niczego. Ćwiczymy akceptację naszego ciała takim, jakie jest teraz, w kolejnych chwilach. Rozciągając sie, unosząc lub utrzymując równowagę, poznajemy granice naszego ciała i zachowujemy świadomość w każdej chwili. Jesteśmy dla siebie cierpliwi. Na przykład kiedy ostrożnie docieramy do granicy naszych możliwości w rozciąganiu, ćwiczymy oddychanie na tej granicy, trwamy w kreatywnej przestrzeni między niestawianiem ciału żadnych wyzwań i popychaniem go do zbyt dużego wysiłku.
Jest to dalekie od większości ćwiczeń, zajęć z aerobiku czy nawet wielu kursów jogi, które skupiają się tylko na tym, co robi ciało. Przy takim podejściu zwykle największy nacisk kładzie się na postęp. Byle mocniej, mocniej, mocniej. Za mało uwagi poświęca się na tych zajęciach sztuce nicnierobienia i niesilenia się. Nikt nie mówi też o chwili teraźniejszej czy o umyśle. Na ćwiczeniach nastawionych wyłącznie na ciało mało dba się o sferę istnienia, która przy pracy nad ciałem jest równie ważna jak przy wszystkim innym. Oczywiście każdy samodzielnie może trafić na sferę istnienia, bo ona jest obecna przez cały czas. Ale o wiele trudniej ją znaleźć w atmosferze która nie sprzyja takim przeżyciom. (...)
Nie jest łatwo samodzielnie odnaleźć tryb istnienia podczas ćwiczeń, zwłaszcza na zajęciach, które są mocno nastawione na robienie i na osiągnięcia. Co więcej, jest to tym trudniejsze, że także podczas ćwiczeń nasz umysł jest zwykle już pobudzony, reaguje i brak mu świadomości. (...)
Kiedy sfera istnienia jest aktywnie rozwijana podczas ćwiczeń takich jak joga, coś, co ludzie normalnie traktują jako "ćwiczenie", staje się tak naprawdę medytacją. (...)"  

poniedziałek, 22 marca 2010

sesje jogi od 22 marca do końca miesiąca


Żółty Cesarz
ul. Nowolipie 25  Muranów 
poniedziałek-18.30 i 20.00
czwartek-20.30


poniedziałek, 15 marca 2010

joga w tym tygodniu

Żółty Cesarz
ul. Nowolipie 25
środa-20.30



czwartek, 11 marca 2010

Psi świat

Kiedy tak sobie szłam jak co dzień przez park z moją Ragdą (sunią zwaną też potocznie Dziamdziakiem, Gdulem, Du itp...) zastanawiałam się jak ona się zachowuje w stosunku do innych psów. To dla mnie ważne, bo dzięki temu wiem kiedy mogę bezpiecznie zbliżyć się do innego "dziamdziaka", a kiedy lepiej ominąć go szerokim łukiem.
Ragda generalnie ignoruje mniejsze psy (nie zawsze te mniejsze ignorują ją, ale nawet kiedy zaczną ja atakować, ona nie zwraca na nie kompletnie uwagi), większych się boi i zwiewa gdy tylko poczuje najmniejsze z ich strony zagrożenie. Ale kiedy tylko spotka psa (a jeszcze gorzej-sukę) mniej więcej jej wielkości, to zaczyna się rywalizacja i walka o to kto tu rządzi. Ewentualnie walka o patyka do pierwszej krwi. Czasem też dość szybko zostaje ustalona hierarchia i wtedy jeden z psów musi sie podporządkować. Jednak bywa, że przepychanki trwają dość długo i wygląda to groźnie. Wtedy też wolę szybko oddalić się z Ragdulcem od potencjalnego rywala/rywalki i nie ryzykować krwawych scen z moim tak niewinnie wyglądającym dziamdziakiem:). No bo jakby wygłądał mój słodki puchacz śmierdziuszek z dziarą na uchu tudzież nosie lub też innym miejscu?!
Prawda jest też taka, że w tym wszystkim tak naprawdę nie ma takiej toksycznej agresji, na ślepo wyrzucanej złości. Żaden z psów nie kończy po takiej potyczce z depresją albo nie popada w nałóg. Ot, godzi się z przegraną lub wygraną i idzie dalej.


No i właśnie dlatego pieski i inne dziamdziaki o nieco mniejszym rozumku od naszego-ludzkiego-nie muszą praktykować jogi, medytacji itp...! ;)

piątek, 5 marca 2010

z książki: "A Year Of Living Your Yoga"-J. H. Lasater

A sure way to suffer is to deny the knowledge that bubbles up in us from deep inside. Try this: unroll your yoga mat, lie down, and wait for your body to tell you what to do instead of you telling your body what to do. Even if you speed your whole practice time lying there, you are deeply honoring yourself, living in the present, and, at the very least, you will be more rested!

marcowa kartka z pamiętnika

Dziś rano byłam na jodze Na Długiej-na sesji ogólnej z Joasią Jedynak i potem na asyście na grupie początkującej. 
A potem poszłam na kawę do Starbucksa. Trzeba przyznać, że mają pyszną kawę, ale znalezienie miejsca graniczy tam z cudem. Mnie się udało!:) Tak więc szczęśliwa i napełniona dobrą energią po dwóch sesjach jogi (oraz foccacią z warzywami;), otworzyłam swój pamiętnik i szybko nakreśliłam kilka głownych pozycji jakie wykonywaliśmy na grupie początkującej. Sesja (zresztą obydwie) były poprowadzone z lekkością i wdziękiem, którym emanuje Joasia. Poczułam, jakbym znowu, od nowa, poznawała jogę, jakbym nic nie umiała. Chociaż napewno ma tutaj też duże znaczenie miejsce w życiu w jakim się znalazłam. Niewątpliwie miejsce przełomowe... Który to już przełom?! Nie wiem, mam czasem wrażenie, że ostatnie lata głównie się z nich składają, no ale przynajmniej czuję mocno, że żyję. I umieram, bo ten tydzień był trochę takim umieraniem-dużo spałam, bolały mnie wszystkie mięśnie i kości-miałam trochę wrażenie jakby wszystkie moje komórkie obumierały i na ich miejscu powstawały nowe. Dość bolesne doświadczenie, ale też oczyszczające. Coś czuję, że pod tym kryje się nowa ja-czymkolwiek to "ja" jest.


Tydzień temy skończyłam tygodniową medytację z Sunyą Sensei. To było trudne sesin-pod koniec przyszła do mnie decyzja o poddaniu się i zaprzestania praktyki (bo przecież prawie nic nie zarabiam, nie mam ubezpieczenia, o rodzinie szkoda nawet wspominać, buuu :(....!) Jednak gdy tylko usłyszałam te słowa w głowie poczułam potężną falę smutku. Gdybym przestała praktykować równałoby się to z samobójstwem! Tak wyraźnie to poczułam! I o dziwo, cała ta sytuacja ugruntowała mnie w mojej drodze-robię to, bo to najlepsze i JEDYNE co chcę robić.


W najbliższych tygodniach zmienią się trochę miejsca, dni i godziny gdzie prowadzę zajęcia jogi. Dużo się zadziało, tak więc i w tej sferze niektóre miejsca się pokończyły, inne zaczynają... 
Jak tylko wszystko to trochę się wyklaruję, zamieszczę info na blogu:)

poniedziałek, 15 lutego 2010

Joga Magi w tym tygodniu



Żółty Cesarz
Nowolipie 25, Muranów
środa: 20.30 
piątek: 20.00


czwartek, 4 lutego 2010

"We cannot become angry unless we believe we are right. Today when you feel irritated about something, breathe deeply and allow being right to melt into being present." Judith Hanson Lasater

poniedziałek, 1 lutego 2010

BYCIE VS. ROBIENIE



autor: Stephen Bodian



Dla wielu ludzi bycie w chwili obecnej i robienie tego wszystkiego, co trzeba zrobić stoi w nieustannym konflikcie ze sobą. Ale czy naprawdę musisz wybierać pomiędzy pracą w domu i medytacją?

Jeśli praktykujesz hatha jogę, to na pewno nie jest ci obce takie doswiadczenie: Miałeś ożywczą i inspirującą praktykę, podczas której twój umysł był całkowicie skupiony na ciele i oddechu. Po skończeniu miałeś głębokie uczucie spokoju i odprężenia, które zdawałoby się przenika każdą komórkę ciała. Czujesz się skupiony, zrównoważony, w pełnym kontakcie z samym sobą. Przyrzekasz sobie, że nie pozwolisz na to, żeby to uczycie gdzieś się zapodziało podczas reszty dnia.
Ale gdzieś w połowie dnia wypełnionego pracą, jesteś przygnieciony liczbą pilnych e-maili i zbliżających się deadlinów, kompletnie gubiąc połączenie i opanowanie, które wcześniej miałeś. A co jest jeszcze bardziej niepokojące, nie masz pojęcia, jak powrócić do poprzedniego stanu. To tak jakby zamknęły się drzwi prowadzące na głębszy poziom, do miejsca zbalansowania i przepływu, i zupełnie nie wiesz, jak otworzyć je ponownie. Pod koniec dnia jesteś wyczerpany i zestresowany, i nie możesz się doczekać powrotu do domu, na swoją matę do jogi.
Oczywiście nie musisz być joginem, aby być zaznajomionym z tym terenem. Być może odnajdujesz swoje połączenie z Byciem poprzez tai chi albo bieganie, spacery w otoczeniu przyrody albo zabawy z dziećmi. Jakiekolwiek byłoby to zajęcie, wkraczasz dzięki niemu w przestrzeń, gdzie czujesz się zrównoważony, otwarty, zrelaksowany i uważny. W trakcie robienia tego czegoś jest poczucie radości, spełnienia i zestrojenia z głębszym nurtem bycia żywym. Ale jak tylko znajdziesz się za kierownicą swojego samochodu albo usiądziesz przed komputerem, napinasz barki, wstrzymujesz oddech, zwiększasz szybkość i tracisz kontakt z samym sobą. Zastanawiasz się, co się stało. Jak zgubiłem swoją równowagę? Co zrobiłem nie tak?
Tygiel Dnia Codziennego
Jako nauczyciel Zen i psychoterapeuta pracowałem z setkami osób praktykujących medytację, joginami i ludźmi poszukującymi innych dróg duchowych, których dręczył ten problem. Czytali najnowsze książki, wysłuchiwali nauk, brali udział w warsztatach, pilnie praktykowali różne techniki i ślubowali, że będą wdrażać je w życie. Mimo to wciąż wpadali w swoje nawykowe zachowania: przepełniania swojego harmonogramu, spieszenie się, aby nadążyć za swoimi urządzeniami mechanicznymi, kompletnie zapominając o tym, żeby się zatrzymać, oddychać i być obecnym. Zamiast wnoszenia w tygiel dnia codziennego tego, czego nauczyli się na poduszce do medytacji albo na macie do jogi, gubią swoją równowagę, wciąż na powrót stając się nieświadomymi.
Nie ma wątpliwości, że żyjemy czasach ulegających niezwykłym zmianom. Pracujemy dłużej, mamy mniej wakacji, czujemy się bardziej zabiegani i zestresowani niż kiedykolwiek wcześniej. W tym samym czasie nasze życia zmieniają się gwałtowniej i mniej możemy polegać na utrzymaniu tej samej pracy lub partnera przez całe życie-lub nawet przez najbliższych kilka lat. W rezultacie jesteśmy co chwila konfrontowani z podstawowymi wyborami życiowymi, co wydaje się zagrażać naszemu fizycznemu przetrwaniu i wymaga spędzania więcej czasu w naszych głowach, gdzie oceniamy i podejmujemy decyzje. „Nasze czasy są niezwykle skomplikowane“ mówi psycholog Joan Borysenko, autorka „Inner Peace for Busy People“ (Hay House, 2001), „jesteśmy bombardowani wyborami, na równi znaczącymi jak i błahymi, które wymagają dużego zangażowania i energii.“
Nie tylko nasze życia płyną szybciej, ale także brak im przepływu, który charakteryzował prostsze czasy, kiedy to obliczane rytmy natury i pracy fizycznej modelowały podstawową równowagę pomiędzy byciem i robieniem. W tych czasach jesteśmy błyskawicznie przeciągani od jednej ważnej nowości do drugiej, od telefonu komórkowego do e-maila, Palm Pilot-a do pager-a, zmuszani do przerabiania naszych analogowych ciał na potrzeby wieku cyfrowego. „Niekończący się przepływ informacji oddziałuje na nas i utrzymuje w stanie ciągłego fizjologicznego podniecenia“ mówi Borysenko.
Biorąc pod uwagę bezprecedensowe potrzeby postmodernistycznego życia, być może oczekujemy po prostu zbyt wiele od siebie samych. Bez pomocnych struktur duchowych komun takich jak klasztory i aśramy, w świeckim świecie, który zdaje się szaleńczo wirować, tracąc równowagę, czy jest naprawdę możliwe pozostanie przez cały czas połączonym z Byciem, w trakcie kiedy odnosimy materialny sukces, dbamy o zdrowie ciała, i mamy spełniony związek? „W naszych czasach jest nowe nie to, że mamy problem ze znalezieniem równowagi, ale to że tak wielu ludzi, którzy nie żyją w klasztorach, ale przebudzili się w duchowej przestrzeni, nie wie, jak znaleźć na to miejsce w swoim życiu“ obserwuje buddyjski psychiatra Mark Epstein, autor „Going on Being“ (Broadway Books, 2001).
Z pewnością regularne medytacje i warsztaty mogą pomóc. Kiedy pogłębiamy i rozszerzamy swoją świadomość, jest nam łatwiej zauważyć, kiedy gubimy się w naszych staraniach i chętniej na nowo skontaktować się z chwilą obecną. Ale intensywna praktyka niekoniecznie jest lekiem na wszystko. W rzeczy samej obserwowałem wielu pacjentów, przyjacół i znajomych zmagających się z przejściem od warsztatu do życia dnia codziennego. „Po moim pierwszym odosobnieniu vipassana w 1980 widziałam potwierdzony sposób na zwolnienie tempa i zrelaksowanie“ mówi Anna Douglas, założycielka i nauczycielka w Spirit Rock Meditation Center w Woodacre, Kalifornia. „Dostałam pozwolenie na poruszanie się w rytmie życia. Następnie wkroczyłam w fazę starania się, aby moje życie wyglądało tak cały czas. Pozbyłam się swojego dobytku, stałam się uzależniona od warsztatów-odosobnień i byłam przerażona powrotami do życia.“ Jednak kiedy jej praktyka dojrzewała, Douglas zauważyła, że odczuwa potrzebę zintegrowania życia z odosobnień z życiem codziennym. „Medytacja uczy nas wartości bycia, ale musimy wnieść tę jakość bycia do naszego świata robienia.“
Ostateczne Zapominanie
Głębsze pytanie brzmi: Co staje nam na przeszkodzie? W pamiętnej wymianie z moim nauczycielem, Jeanem Kleinem, mistrzem jogi Advaita i Kashmiri, zapytałem go, czy jest możliwe pozostanie w łączności z chwilą obecną nawet w najtrudniejszych życiowych sytuacjach. Zachęcił mnie, żebym dostrzegł, że jestem w pułapce świata duchowych konceptów oraz, żebym zauważył chwile, kiedy było obecne odczucie oddzielnego ja. Przestało do mnie docierać,to, co mówił. „Tak“, odpowiedziałem w końcu, „wiem, o czym mówisz. Mimo to jakoś ciągle zapominam.“ „Ach, zapominanie“, odpowiedział z wiedzącym uśmiechem na ustach. „Ostateczne zapominanie“.
Pomimo najszczerszych intencji, w naszej codziennej pracy zdają się działać potężne siły, które nakłaniają nas do tego „ostatecznego zapominania“ i sabotują szczere próby kreowania wewnętrznej równowagi i spokoju. Z moich doświadczeń z pacjentami, przyjaciółmi oraz na podstawie mojego własnego doświadczenia wynikającego z praktyki duchowej, podaję listę najbardziej wpływowych sił, które stoją nam na drodze do spokoju:
Nasza samoocena jest związana z naszymi osiągnięciami. Jako dzieci jesteśmy pytani przez dobrze nam życzących członków rodziny: „Kim chcesz być, kiedy dorośniesz?“. Jako dorośli, gdy spotykamy kogoś po raz pierwszy, pytamy przede wszystkim: „Czym się zajmujesz?“. Przekaz jest prosty: nasza wartość jest określana na podstawie tego, co wnosimy, a nie tego, kim naprawdę jesteśmy. W związku z tym, że każdy z nas chce być kochany i doceniany, wytwarza się potężny impuls, aby pracować ciężej i szybciej, a jednocześnie nie ma prawie żadnej zachęty do zwolnienia, robienia mniej i cieszenia się z życia bardziej. To wszystko jeszcze bardziej dzieli już i tak mocno rozczłonkowane życia i osusza ze spontaniczności. „Jeśli zaplanujemy zbyt wiele, nawet jeśli będą to wspaniałe rzeczy, zabiorą one radość z życia.“, mówi Douglas.
Jesteśmy napędzani przez bezlitosnego wewnętrznego krytyka. Większość z nas, jeśli nie wszyscy, zdobyła głęboko zakorzeniony zestaw przekonań o obowiązkach, perfekcjonizmie i odpowiedzialności, które były przekazywane z pokolenia na pokolenie. „W naszej kulturze istnieje nieufność do bycia“, mówi Douglas. „Nasza purytańska etyka uczy nas, żeby być produktywnym i odpowiedzialnym. Naszą misją w życiu jest zdobywanie, realizowanie, odnoszenie sukcesu.“ Uczą nas, że jesteśmy nieodpowiedni tacy, jacy jesteśmy, i musimy się ulepszać, a nauki duchowe mogą jedynie pogorszyć tę niską samoocenę poprzez nieustępliwe zachęcanie nas do porównywania siebie (niekorzystnie, oczywiście) do niektórych wzniosłych ideałów duchowych: Jak to, nie potrafisz zatrzymać swoich myśli siłą woli albo utrzymać się w staniu na głowie przez 5 minut, albo odczuwać współczucie w każdej sytuacji? Przez to właśnie, że nasz duchowy ktytyk ma najlepsze intencje, jest wyjątkowo zdradziecki; podczas gdy popycha nas do bycia przykładnym medytującym lub joginem, może odciąć nas od wrodzonego ideału bycia, który jest zawsze dostępny.
Boimy się utraty kontroli. Gdybyśmy tylko zwolnili do bardziej zrównoważonego tempa i wykorzystali czas na cieszenie się z życia, co mogłoby się stać? Czy zrobilibyśmy cokolwiek? Czy byśmy przetrwali? Budzi w nas przerażenie utrata tego, co trzymamy i niekontrolowany upadek w niewyobrażalną otchłań, walczymy, nakładając nasz porządek dnia w codziennym życiu, oddalając się tym samym od naturalnego, wciąż zmieniającego się i nieprzewidywalnego przepływu bycia. Tak jak Ardżuna na polu bitwy, kiedy to bóg Kriszna odkrywa jego wspaniałość w Bhagawad Gicie, umysł jest dziedzicznie przerażony Byciem, ponieważ reprezentuje ono tajemniczy i niezbadany teren. Faktycznie, zadaniem umysłu jest stawianie oporu temu co nieznane i tworzenie fałszywego poczucia bezpieczeństwa, skonstruowanego na podstawie wierzeń i tożsamości zaprojektowanych po to, żeby chronić nas od bezpodstawności i nietrwałości, jakie przynosi zmienność. Jednak, tak jak uczą nas wielkie duchowe tradycje, nasza prawdziwa natura jest znacznie bardziej bogata i złożona niż to, co jest w stanie ogarnąć umysł.
Brak nam siły woli, żeby pozostać obecnym. Mimo powtarzanych ślubowań, że postaramy się zachować równowagę w każdej sytuacji, nasza lojalność jest podzielona pomiędzy aspiracjami duchowymi i przelotnymi ekscytującymi uczuciamu satysfakcji, uczucia dokonania i zdobycia czegoś. „Dlaczego pozwalamy się wybić z naszego centrum? Być może brak nam oddania się całym sercem drodze lub nauczycielowi,“ sugeruje John Friend, założyciel Anusara Yoga. „Kiedy miałem takie suche okresy w praktyce, odkrywałem, że straciłem kontakt z oddaniem się mojemu nauczycielowi albo miłości do swojej drogi. Kiedy na nowo ofiarowuję się z pasją, czuję się odmłodzony i badziej zmotywowany do pozostania w połączeniu.“ Często powtarzany slogan w buddyźmie tybetańskim przywołuje spostrzeżenia Frienda: „ Wszystko porusza się na czubku twojej motywacji“. Ale motywacja nie jest jakąś jakością, która może być kultywowana-pochodzi ona z głębi środka, z cierpienia lub desperacji, z tego, co Tybetańczycy nazywają bodhichitta (szczere życzenie szczęścia wszystkim istotom), z ufności naszym nauczycielom i głębokiego pragnienia przebudzenia się i wolności. O ile nie będziemy powtarzać pytania: „Jakie są dla mnie priorytety w tej chwili?“, będziemy mieli tendencje do popadania w stare nieuświadomione nawyki.
Nie rozpoznajemy bycia w robieniu. Ludzie często mylą bycie ze znanym doświadczeniem, które mieli w trakcie medytacji albo praktyki jogi, takim jak spokój, relaksacja albo przyjemny przepływ energii. Następnie próbują „na nowo połączyć się z byciem“ poprzez przewrócenie tego uczucia. Ale uczucie ma denerwujący zwyczaj przychodzenia i odchodzenia i opierania się naszym próbom kontroli albo powtarzania go. Bycie jest znacznie bardziej bezpośrednie-to przerwa między myślami, przestrzeń, w której wszystko przychodzi i odchodzi, bezruch będący podstawą każdej aktywności, świadomość, która patrzy naszymi oczami w tej chwili. Jest to doświadczenie momentalne, niemniej jednak umyka ono naszym staraniom „stania się“ albo konceptualnego uchwycenia-i jest tak subtelne i bez wszelkiej zawartości, że umysł może je przeoczyć. Jednak jeśli otworzymy się na swoje doświadczenie takie, jakim jest, możemy zestroić się z byciem. Paradoksalnie często, ale nie zawsze, to proste zestrojenie, pozwala narodzić się tym właśnie doświadczeniom, które staraliśmy się odtworzyć na początku.
Jesteśmy uzależnieni-od szybkości, osiągnięć, konsumowania, adrenaliny wywoływanej pod wpływem stresu i, w najbardziej podstępny sposób, od swoich umysłów. W sercu naszego oporu na bycie-a w rzeczywistości, w sercu naszego pośpiechu i stresu-jest nieprzerwane paplanie „małpiego umysłu“, który jest opętany przeszłością i przyszłością, stratą i zdobywaniem, przyjemnością i bólem. Umysł przeraźliwie boi się chwili obecnej, w której nieuchronnie urzeczywistnia się bycie. Tak naprawę to umysł daje robieniu złą opinię, bo właśnie przywiązanie i walka powodują, że wiele form robienia staje się tak nieprzyjemne. Ten kompulsywny umysł buduje poczucie oddzielnego ja, często zwanym ego, które jest uwięzione w świecie psychologicznego czasu, otoczone przez inne oddzielne ja, którę walczą o przetrwanie. Ono z kolei stwarza duchowe poszukiwania i inne sposoby na samodoskonalenie się, usiłując uciec z pułapki, które samo dla siebie stworzyło. Jedyny sposób na pozbycie się uzależnienia od umysłu i tego co stworzył, jak radzi Eckhart Tolle w „Potędze teraźniejszości“, jest przebudzenie się do naszej prawdziwej natury poprzez coś znacznie większego-bycie tym, naszą prawdziwą naturą.
Brama do Bycia
Z najwyższej duchowej perspektywy, nigdy nie możemy sracić kontaktu z byciem. Tak naprawdę, to oddzielenie pomiędzy byciem i robieniem jest tylko jeszcze jednym produktem umysłu. Niezależnie od tego, jak bardzo staramy się osiągnąć bezruch, robienie zawsze się wydarza: serce bije, płuca oddychają, narządy wewnętrzne pracują, powieki mrugają. Według Bhagawad Gity: „Na koniec, każda próba bycia, cokolwiek by to miało znaczyć, jest jedynie kolejną formą robienia.“
Tak więc pytanie nie brzmi: „jesteśmy robieniem czy byciem?“, ale raczej „jak odnosimy się do swoich poczynań? Czy identyfikujemy się z robiącym, oddzielną jednostką, która walczy, aby osiągnąć i przetrwać, lub też pozostajemy nieprzywiązani do owoców naszych działań, tak jak Gita i inne święte księgi zalecają, i identyfikujemy się z obserwatorem albo świadkiem wyjawiającego się życia?
„Możesz się nauczyć bycia i robienia w tym samym czasie“, zauważa Rodney Yee, współautor Yoga: The Poetry of the Body (St. Martin's Press, 2002) i dyrektor Piedmont Yoga Studio w Oakland w Kaliforni. „Jeśli płyniesz w dół rzeki, jesteś jedynie byciem, a jednocześnie poruszasz się w dół. Chwila obecna taka właśnie jest. Jeśli skoncentrujesz swoją uwagę na chwilę, jesteś całkowicie obecny, a jednak nie jest to nieruchome ani niezmienne. Spokój jest stanem umysłu, który obserwuje chwilę".
Niemniej jednak, dopóki nie doświadczymy tego spokoju - a tak naprawdę nie jest to doświadczenie ani stan umysłu, ale głębsze wyciszenie bycia, które tkwi u podstaw i przenika każde doświadczenie - nie możemy uzmysłowić sobie zjednoczenia robienia i bycia, które opisują wielkie duchowe teksty. Gdzie odkrywamy ten spokój? W bezczasowej chwili, wiecznym Teraz, wolnym od konceptualnych powłok przeszłości i przyszłości. Tak jak przypominają nam święte księgi: czas jest jedynie tworem umysłu i istnieje jedynie Teraz. Kiedy przebudzimy się do naszej tożsamości z bezczasową przestrzenią, problem z odnaleziem równowagi między robieniem i byciem odpada tak samo jak poczucie oddzielnego ja, a wszystko co zostaje, jest po prostu urzeczywstniającym się życiem.
To może brzmieć jak wzniosły, nieosiągalny stan. A jednak, tak samo medytacja jak i hatha joga, jeśli są praktykowane bez wysiłku i walki, mogą być żywą bramą do Teraz. „Praktyka asan jest bezustannym udoskonalaniem pozostawania obecnym z umysłem, tak że czas sie zatrzymuje“, mówi Yee. „Kiedy po prostu jesteś, gubisz aspekt czasu, ale nie gubisz ruchu. Kiedy umysł pozostaje niezachwiany w chwili obecnej, nie ma czasu.“
W Zen odpowiednikim zbliżania się do medytacji jest tzw. „po prostu siedzenie“. Nie ma prób osiągnięcia jakiegoś określonego stanu umysłu, nawet satori, jedynie stabilna obecność w Teraz. Oczywiście ta praktyka nie powinna być ograniczona do poduszki do medytacji: W codziennym życiu potrzeba formy do „tylko chodzenia“, „tylko jedzenia“, „tylko prowadzenia samochodu“. Innymi słowy, zupełna asymilacja w każdej aktywności, bez oddzielenia.
Ostatecznie, poszukiwanie rownowagi okazuje się niestosowne, gdy tylko odkryjemy, że rzeczywistość jest ze swojej natury jednolita, jest nierozdzielnym związkiem dwóch - tańcem Sziwy i Szakti, punktem spotkania świadomości oraz przejawiania się jej, absolutu i względności, bezczasowości i czasu oraz ograniczeń z nim związanych. "Dla mnie bycie i robienie uzupełniają się i pochodzą z tej samej energii, tej samej uniwersalnej obecności", mówi Friend. „Na najwyższym poziomie świadomość przestronna, niezmierna, świetlana i całkowicie wolna. Na takim gruncie bycia wszystko się budzi: rzeczywistość materialna, myśl, emocja, działanie."
Chociaż może się nam wydawać, że tracimy w kółko równowagę, nasze poszukiwania się zakończą, kiedy przebudzimy się i wejdziemy w głębszy wymiar. Jest to największy wgląd, jakiego uczą wielcy mistrzowie i mędrcy każdej duchowej tradycji. „Powodem dla którego wszystko wygląda pięknie jest to, że brak w tym równowagi, ale tło wszystkiego jest zawsze w perfekcyjnej harmonii“, obserwuje mistrz Zen Shunryu Suzuki w klasycznej książce zawierającej jego mowy: Zen Mind, Beginner's Mind (Weatherhill, 1997). „Właśnie w ten sposób wszystko istnieje w sferze natury Buddy, gubiąc swoją równowagę wbrew perfekcyjnej równowadze tła.“
Stephan Bodian jest osobistym trenerem, nauczycielem Dharmy w tradycji Zen i autorem kilkunastu książek, w tym Meditation For Dummies (Hungry Minds, Inc., 1999).
Tłumaczenie: Maga Korbel
Korekta: Magda Koziej