Maga Yoga

Maga Yoga

czwartek, 3 maja 2012

sprzątam...

Spotkałam ślimaka nad Wisłą. Zostawiał za sobą zygzakowaty ślad, który przecinał  w poprzek piaszczystą ścieżkę.


Zaczęłam sprzątać mieszkanie. Słowo "zaczęłam" nie oznacza, że kiedykolwiek tą aktywność zakończę... Codziennie dochodzę do punktu, w którym jestem bardzo z siebie zadowolona. Tak bardzo, że z tego samozachwytu nie jestem w stanie zrobić nic więcej... Oszałamiają mnie krystalicznie czyste okna, przez które widzę w końcu wyraźnie sąsiedni budynek, nie mogę się napatrzeć na półkę na której stoją równiutko ustawione płyty i książki, powala mnie (w dosłownym tego słowa znaczeniu) świeżość kuchni i czystość wanny... Więc daję sobie zasłużony odpoczynek. 
Leżę.
Jem.
I za kilka dni... znów jest bałagan, a miejsca które posprzątałam przyćmiewa stos ubrań spływający kaskadą z fotela...


Samo sprzątanie jest całkiem przyjemne. Ba, bywa nawet ekstatycznie przyjemne! Co jednak powoduje, że tak bardzo nie chce mi się go zacząć robić? Że istnieje jakaś potężna siła odpychająca mnie od podniesienia się z kanapy, wyciąnięcia odkurzacza...?


Hmm, czuję, że to nie o samo sprzątanie chodzi. 
Chodzi o opuszczenie bezpiecznej przestrzeni, znanej mi od lat... Przestrzeni, w której utykam, unikam działania, robienia czegoś "bo powinnam to zrobić"... 
Poza tym boję się pójścia za tym co we mnie tak silnie pulsuje, płonie potężnym ogniem, płynie niemożliwą do zatrzymania, rwącą i dziką rzeką. To jest przerażające... Ale dlaczego? Co musiało się stać, że łatwiej mi żyć w miejscu obserwatora życia, czytacza książek, oglądacza filmów, bycia "idealną" koleżanką, idealną nauczycielką, idealną... BRRRR GRRRRR, WRRRR (warknęła Kali!)


Może to jest lęk przed nieprzewidywalnością?


Tak czy owak: jest tęsknota.
Za tą Rzeką.
Za Ogniem.
Za Dzikością.
Pięknem, niemożliwym do ubrania w jakiekolwiek słowa.
Pięknem, które bywa czarne jak smoła, nieprzeniknione jak noc.






Dziś spaliłam gruby plik listów od byłego kochanka.
Paliły się długo i dobrze.


To było coś nadzwyczajnie zwyczajnego.
Coś co musiało być zrobione.


Będę sprzątać dalej.
Powoli i wytrwale. Jak ślimak.
Aż wyrzucę, oddam i spalę wszystkie niepotrzebne mi już rzeczy.


Sprzedam swoje stare mieszkanie. 
Kupię nowe: większe, przestronne, z dużymi oknami, balkonem, ogródkiem. Kuchnią z dużym stołem i sypialnią z dużym łóżkiem.




Tak się stanie.




NIE BOJĘ SIĘ ŻYĆ.
fot. Russ Smith