Maga Yoga

Maga Yoga

wtorek, 22 stycznia 2013

Krok za krokiem

Coś jest najwyraźniej nie tak.

Jestem NIEZADOWOLONA.

Nie mogę znaleźć dla siebie miejsca.
Jestem zmęczona ale nie mogę zasnąć.

Denerwują mnie rozmowy z ludźmi. Ostatnimi dniami chyba było ich za dużo. Znów nie zauważyłam, w którym momencie zostawiłam siebie i zrobiłam coś z grzeczności.
Teraz płacę za to zmęczeniem.
A może po części to zmęczenie wynika też z czegoś innego?
Zrobiłam sobie prezent na urodziny i byłam cały dzień na basenie-błękitna woda, cisza, nareszcie mogę się rozebrać, opalać. I co? Zamiast czuć się wypoczęta, czuję się wykończona, ciężka, jakaś taka "nie taka".
Dziś, w aśramie, zapach kadzideł, śpiewy, czuję, że odbudowuję energię, powoli... Tutaj czuję, że jest dobrze. Właśnie tak. Znów zaczynam się karmić, ładować baterie.
Nawyraźniej należę do tego dziwnego gatunku, który potrzebuje "innych" wakacji, karmi się nie tym co "społecznie akceptowalne".

Spotkałam moją przyjaciółkę z zeszłego roku, Rosjankę Lilę.
Zawsze jak ją widzę mam ochotę ją mocno przytulić. Maleńka, słodka kobieta o wielkim sercu.
Opowiadała, że czuje się dziś też wykończona. Czuje się tak odkąd przyjechała z Goa gdzie była kilka tygodni-codzienne kompiele w oceanie, opalanie się, spacery, dużo dobrego, zdrowego jedzenia. I co? Teraz czuje się jak wrak. Poszła tutaj do swojego ajurwedyjskiego lekarza, który jest katolikiem. Napisał jej na recepcie: "Jedna godzina dziennie w aśramie"!
Śmiałyśmy się, że nie zawsze trzeba iść na satsang albo pójść po radę do "wielkiego nauczyciela medytacji", żeby dostać najlepszą wskazówkę.

Hmm, dziwne, to moje pisanie też wydaje mi się dziś wyjątkowo ciężkie, jałowe.
Skończę na dzisiaj, wrócę jutro.
Teraz spać.
Niech się śni sen.



Co się śniło, nie wiem.
Ale spało się dobrze, chociaż mój uciążliwy sąsiad, Brahman, ostrzegł, że będzie w nocy głośno rozmawiał, bo ma ważny telefon "from overseas", a poza tym nie lubi mojego "attitude", bo śmiałam mu zwrócić uwagę, że za głośno mówi w nocy. Wrzeszczał przy tym, że po co przyjeżdżam w ogóle do Azji, jak mi hałasy przeszkadzają, i gdzie jest moje "spirituality"? Nazywał mnie przy tym co drugie słowo "little girl", szczerząc swoje zniszczone czerwonawe zęby i wymachując cienkimi kończynami. Był mocno wkurwiony.
Co zresztą Brahmanowi zdarza się często. Prawie co noc z kimś się awanturuje, albo personalnie, albo przez telefon. Zawsze znajdzie sposób, żeby kogoś dorwać i użyć swojego piskliwego głosu w całej swojej, wybitnie mnie irytującej, mocy.

I jak by się w tej sytuacji zachowała Magaji? :)
Gdzie jest moje spirituality?


W aśramie jest taka para, która zawsze wzrusza mnie do łez.
Wysoka, wiatka kobieta, około pięćdziesięcioletnia, o pociągłej pięknej twarzy i uszminkowanych ustach na mocną czerwień.
Prowadzi za rękę starowinkę, pewnie jej matkę, ale tego nie wiem.
Staruszka jak maleńka, ma krótkie białe włosy, jest jak dziecko. Chodzi bardzo powoli, przesuwa ostrożnie swoje prawie przezroczyste stopy pokryte gęstą siatką niebieskich żył po posadzce aśramu. Jej wysoka opiekunka cierpliwie dostosowuje się do jej tempa. Obie mają spokój i radość na twarzach. Wysoka kobieta, cierpliwość i mądrość wynikającą z miłości. Starowinka, radość dziecka. Ma się wrażenie, że jest już nie do końca świadoma tego co się dzieje, całkowicie zdaje się na swoją opiekunkę, trzyma się jej ręki, daje prowadzić.

Kobiety okrążają ołtarz.

Wraz z rodzinami hinduskimi.
Turystami, którzy dopiero przyjechali i jeszcze nie wiedzą co się dzieje i co robić, jak się zachować.
Turystami, którzy tu przyjeżdżają od lat i nucą pod nosem mantry.
Biegające dzieci.
Medytujący na oknach i pod ścianami ludzie.

Dojrzała kobieta i staruszka idą w swoim tempie, cierpliwie.

Dlaczego ta scena tak bardzo mnie wzrusza?
Nie wiem, ale nawet gdy to piszę, pojawiają się łzy.

Patrzę jak w drugiej sali, gdzie wiszą ogromne zdjęcia Ramana Maharshi, staruszka puszczając rękę swojej opiekunki, podchodzi do jednego, gdzie Bhagavan siedzi na skórze tygrysa.
Dotyka zdjęcia maleńką, srebrną rączką, wodzi po nim opuszkami palców.
Rysuje swoją opowieść.
Na jej twarzy pojawia się ekstatyczny uśmiech.
Patrzy do okoła radośnie, do góry, chwieje się na swoich cieniutkich nóżkach.
Szuka wzrokiem swojej córki (czy córki?).
Kobieta schodzi z pobliskiego okna, spokojnie podchodzi do matki (czy matki?).
Bierze ją czule za rękę.

Odchodzą.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz