Maga Yoga

Maga Yoga

niedziela, 3 listopada 2013

Opatrywanie rannego Zwierzęcia


Las o zmroku,
słyszę ciche skomlenie...

Skulona kupka nieszczęścia, mokre zakrwawione futro, ciepły nos, smutne, przerażone oczy.

Ostrożnie wyciągam drżące ciało z uścisku wnyków.
Kładę bezbronne stworzenie na miękkich kocach.
Zanoszę do mojej ciepłej jaskini otoczonej starymi drzewami.
Zapalam ognisko.
Nastawiam kociołek z wodą i mieszanką ziół, odmierzam je dokładnie złotą łyżeczką.
Przemywam rany uzdrawiającą miksturą nucąc pieśń Praprababki znad dalekiego ciemnego morza.
Zawiązuję przemyte rany miękkim białam bandażem.
Przykrywam Zwierzę kocami.
Siadam blisko, biorę bęben mojego Prapradziadka z czarnego lasu dalekiej północy.
Uderzam w niego powoli, wydobywają się głębokie aksamitne dźwięki.

Bum

Bum

Bum

Strzelają suche gałęzie w ogniu.

Srebrny księżyc prześlizguje się między drzewami.

Pełnia jesieni.

Łzy płyną ciepłym strumieniem po policzkach.

Cierpiałeś.
Widzę Cię.
Czuję bicie Twojego zalęknionego serca.
Masuję Twoje łapy.
Jestem świadkiem Twojego życia, które teraz tli się słabym płomieniem.

Zwinięte w kłębek Zwierzę.
Będę z Tobą tak długo jak będziesz tego potrzebował.
Mam niekończącą się rzekę czasu.
Moja jaskinia jest Twoim Domem.
Rozluźnij się.
Poddaj.
Podam Ci strawę gdy będziesz gotów.
Teraz śpij.
Jaskinię otulam gęstym dymem uzdrawiającej szałwii.
Siedzę na straży, przy wejściu, w świetle ognia i księżyca.
Jestem duża, owinięta ciepłymi ubraniami.
Mam broń.
Zdrowie.
Siłę.
Długie pachnące włosy spływają mi do ziemi, przeplatają się z trawą, liśćmi, odżywiają się ziemią, ziemia żywi się mną.

Deszcz i łzy łączą się w jeden strumień.
Jestem
Jaskinia, Ja, Zwierzę.

Cud tego świata, pór roku, bezczasowego czasu, nieruchomego ruchu gwiazd na niebie.
Noc podczas której rodzimy, umieramy, kochamy się.

Płaczę z Miłości
Kładę się blisko Zwierzęcia.
Śpimy,
Śnimy,
Wybijamy rytm oddechem i biciem serca.

Bęben życia



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz